Jesteśmy właśnie na wpółopuszczonym kempingu pod górą Nemrut. Leczymy przeziębienie, którego nabawiliśmy się na smaganym wiatrem i śniegiem “Tronie Bogów“, i mamy czas na wiosenne porządki i odpoczynek. Jesteśmy w wyśmienitym towarzystwie, bo dołączają do nas Till i Ateş. W ciągu kilku dni pojawiają się też globtroterzy z Singapuru, Mauritiusa, Francji i Holandii więc nie ma czasu na nudę. Tym razem postanowiliśmy napisać blog mniej wyczerpujący, dlatego będzie mniej tekstu ale więcej zdjęć!
Po kilku spokojnych dniach nad morzem w Yumurtalik udajemy się do dużego miasta Adana. Tu czeka nas wycieczka łodzią po rzece, zwiedzanie ogromnego meczetu i nostalgiczne Muzeum Filmu (tureckiego). Na wielkim bazarze przyglądamy się rzemiosłu i rekodziełom, jakie są tu tworzone od stuleci. Spotykamy się też z rażącymi kontrastami i przejmującym ubóstwem, którego brutalność przygnębia.
Kilka następnych dni spędzamy w górach Taurus i zanurzamy się w fascynującej historii budowy i geograficznych wyzwaniach Kolei Bagdadzkiej. Każdego dnia wędrujemy, a to w wąwozie Yerköpru, a to w Kapkaya, gdzie pionowe 400m ściany opadają do wąwozu o szerokości zaledwie kilkunastu metrów i długości 1 km. Z Belemedik, dawnego miasteczka budowniczych kolei znajdującego się wśród gór o alpejskich klimatach, wędrujemy wąwozem równolegle do torów Kolei Bagdadzkiej. Ta przebiega 100m nad naszymi głowami, częściowo w tunelach i galeriach skalnych. Dla dzieci przygodą było wdrapanie się z latarkami do jednego z bocznych tuneli…
Dalej w kierunku na północny-wschód, za Pozanti i w drodze do Eregli, zatrzymujemy się na zaśnieżonej przełęczy na 2100m npm i spędzamy tam dwie gwieździste i lodowate noce. Jesteśmy otoczeni zboczami o 3500m wysokości i widokami zapierającymi dech w piersiach. Dzieci bawią się cały dzień na świeżym powietrzu, toczą bitwy na śnieżki i zjeżdżają na workach po śniegu. Przy ‑8° C na zewnątrz i przytulnych 25° C w środku czujemy się jak w luksusowej chacie górskiej, umieszczonej dla nas tu i teraz i zdemontowanej parę dni później…
Przez Karaman jedziemy dalej do Konyi. Tu spotykamy naszego turecko-niemieckiego przyjaciela Osmana i jego wspaniałą rodzinę. Z jego pomocą FRED przechodzi pilne zabiegi naprawcze i modernizacyjne: dodatkowe zawieszenie – pneumatyczne, nowe dysze wtryskowe i termostat. Ku wielkiej radości dzieci mieszkamy w luksusowym hotelu, który zwabił nas bezkonkurencyjną ceną. Dla Jaśka to czas zanurzenia się w świat dzielnicy warsztatów i… codziennego majsterkowania, bo tureckie i niemieckie standardy jakości często dość istotnie odbiegają od siebie. Ale niezależnie od tego ceny, chęć pomocy, pomysłowość i ostateczny efekt są bezkonkurencyje!
Po tygodniu odwiedzamy innych przyjaciół z Konyi, na drugim końcu miasta. Leo i Antonia są naprawdę szczęśliwi widząć ponownie Fahri i jego rodzinę. Wspólnie grilujemy i rozmawiamy do późna, aż do godziny policyjnej obowiązującej podczas pandemii. Na koniec zwiedzamy znów Science Center – przyciągający nas jak magnes! Wsród opadów śniegu wracamy do Karaman, by wypić herbatę i porozmawiać z 86.letnim cieślą Halitem, który pracował przez parę lat w Niemczech i ciągle jeszcze włada tym językiem. Jego charyzma wywarła na nas wielkie wrażenie. Zaczarował nas swoją radością życia i promiennym uśmiechem.
Docieramy do Nigde, miasteczka na południowym krańcu Kapadocji, gdzie temperatury są wciąż poniżej 0°. Zwiedzamy muzeum archeologiczne z pięcioma strasznymi mumiami, które Leo pokazuje na żywo swojej klasie przez online schooling. Dalej podziwiamy piękne, kolorowe malowidła ścienne w wąskich uliczkach. Po południu przez otaczającą nas równinę przetaczają się gigantyczne śnieżne chmury i tylko od czasu do czasu prześwity błękitnego nieba ukazują nam imponujący masyw wulkaniczny Melendiz Dagi. Nastepnego ranka wspinamy się po klasztorze skalnym w Gümüsler i podziwiamy stary obraz ścienny z uśmiechającą się Maryją.
Fred znowu musi się nasapać, bo wspinamy się na Erciyes Dagi, uśpiony wulkan o wysokości prawie 4000m i jednocześnie najsłynniejszy ośrodek narciarski w Turcji. Rozbijamy obóz na parkingu na wysokości 2200 m n.p.m. i jesteśmy pod wrażeniem niezliczonych stoków, palącego słońca i niesamowitych widoków na okoliczne wulkany i Taurus. W nocy robi się bardzo zimno, i co niektóre przewody zamarzają… Ale my śpimy spokojnie a zmęczone uda odpoczywają po długim dniu na nartach. Chociaż Tosia opuściła sezon narciarski w chacie w Telnicach, szybko odnajduje się na deskach i po kilku godzinach jeździ już zupełnie sama! Najwyraźniej ma nie tylko sprawność i upór, ale także porcję talentu… Leo szusuje i nie daje się prześcignąć, i razem z Jaśkiem zaliczają najwyższy wyciąg i zjazd czarną trasą z wysokości 3500m. Dla obu fantastyczne doświadczenie!
Wśród pięknej panoramy Erciyes Dagi, zajadając sernik Jaśkowej roboty świętujemy moją młodość, a później w niedalekim Kayseri absolwujemy w łaźni tureckiej program odnowy biologicznej. Kolejne dwa dni to maraton historyczno-artystyczny: Muzeum Seldżuków, Muzeum Ataturka, Muzeum Etnograficzne, Muzeum Szkolne, historyczna dzielnica bazarowa, cerkwie, meczety, i dzielnica artystów w starej medresie (gdzie dzieci współtworzą obraz olejny). Na koniec, w nagrodę za dzielność (dzieci), czeka nas wieczór filmowy z „20 000 mil podmorskiej żeglugi” J. Verne z 1954 r.
Nadchodzi Wielkanoc, którą świętujemy w wąwozach Sugul i Darende. Jest czas na długą wędrówkę, rozmowy, malowanie pisanek, i wypieki — są polskie paszteciki z barszczem, i ciasto czekoladowe. Wieczorem oglądamy jakże aktualną satyrę Charliego Chaplina „Dzisiejsze czasy” z 1936 r., przerywaną niekończącymi się napadami śmiechu Leo. W drodze do Malatyi, stoimy na wiszącym szklanym tarasie, wysoko nad kanionem Levent. W samej Malatyi ponownie trafiamy do dzielnicy warsztatowej. Nowy miech pneumatyczny jest uszkodzony i potrzebuje wymiany. Dodatkowo dzięki pomocy dwóch ślusarzy Jasiek buduje przedłużenia do amortyzatorów Freda. Hmmm w Niemczech nie byłoby to takie proste…
Pobliskie wykopaliska Aslantepe to konieczność — przynajmniej dla naszego Leo „Lwa”. Potem skręcamy na południe i przez dwa dni jedziemy przez dzikie, górskie krajobrazy i wyboiste drogi. Docieramy do centrum dawnego imperium anatolijskiego Kommagene, którego najważniejszy król Antioch I ze swoim imponującym grobowcem na Nemrucie wciąż przyciąga tysiące turystów z całego świata. Po drodze zwiedzamy kompleks zamkowo-świątynny Yeni Kale i Eski Kale, stary rzymski most i cieszymy się cudowne wiosennymi temperaturami. Na krótko, bo chwilę później wjeżdżamy na Nemrut ukryty w chmurach i burzy śnieżnej. U góry spotykamy jeszcze dwie inne rodziny w kamperach, z Kanady i Anglii. Fred – jako najstarszy przedstawiciel generacji – jest szczęśliwy, że poznał krewnych i dumnie pozuje do zdjęcia rodzinnego. Szczyt Nemrut – Tron Bogów – z grobowcem i kompleksem świątynnym podziwiamy podczas burzy śnieżnej z gradem i w najgłębszej mgle. Mistyczne klimaty murowane… Następnego ranka i 1000m wysokości poniżej szczytu zakładamy obozowisko na wspomnianym już kempingu Karadut. W tle Tosia brzdąka na gitarze, Till na akordeonie, a kolacja skwierczy w garnkach.
Jest ramadan i jest jeszcze ciszej niż zwykle. Czas zatrzymać się i zrewidować, jakie mamy opcje dalszej podróży. Spotykamy globtroterów z różnych kontynentów i z wieloma ekscytującymi historiami w plecaku. Jednak po chwili niemal automatycznie dryfuje się w kierunku aktualnej sytuacji politycznej na świecie i związanych z nią opcji podróżowania i ograniczeń. Coraz trudniej jest nam zorientować się w obecnym kryzysie, nie mówiąc już o jego zrozumieniu. Zaplanowanie dalszej trasy czy nawet kilku następnych tygodni jest praktycznie niemożliwe. Ograniczenia w podróżowaniu wynikające z czynników epidemiologicznych są zastraszająco mocno skorelowane z obecną bilateralną polityką międzynarodową. Trudno więc odróżnić polityczną samowolę od faktycznego zatroskania o obywateli i uczciwej opieki medycznej. Niezależnie od tego, z domu docierają do nas wciąż te same głosy: … póki co zostańcie tam, gdzie jesteście! Takie mamy plany – tak długo, jak to będzie możliwe – wraz z wieloma innymi globtroterami, którzy widzą te sprawy podobnie…
Serdeczne pozdrowienia!