• Kontakty
  • O Nas
  • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Trasa
  • Wszystkie wpisy
Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
  • Aktualności
  • Trasa
  • Blog z podróży
  • Blog Leo
  • O Nas
    • O Nas
    • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Wszystkie wpisy
  • Polski
    • Deutsch
    • Polski
  • Kontakty
8. marca 20218. marca 2021

5. Turcja – Między Orientem a Okcydentem

  • Wczesniej
  • Następny

Po dwóch tygo­dniach świą­tecz­no-nowo­rocz­nych żegna­my ulu­bio­ną Zey­ti­na­dę. W Nowy Rok 2021 przy­ja­cie­le zabie­ra­ją nas na wyciecz­kę do tajem­nej zato­ki. Prze­dzie­ra­my się przez plan­ta­cje bana­nów i zaro­śla, by sta­nąć przed małym rajem i cie­szyć się słoń­cem i morzem. To był pięk­ny, spo­koj­ny, zadu­ma­ny i szczę­śli­wy pierw­szy dzień nowe­go roku – było­by wspa­nia­le, gdy­by cały rok był taki!

Zanim uda­my się w koń­cu na wschód, wra­ca­my wzdłuż wybrze­ża kawa­łek na zachód do Olym­pos, gdzie cze­ka­ją na nas nasze kar­ty wizo­we IKAMET. Po dro­dze zatrzy­mu­je­my się w Kona­kli u Fran­co­is i Patri­cji, szwaj­car­sko-hisz­pań­skiej rodzi­ny, któ­ra nie­daw­no wró­ci­ła z Ira­nu swo­im kam­pe­rem „James Cook”. Od razu się doga­du­je­my i spę­dza­my godzi­ny nad wiel­ką mapą Ira­nu, marząc o naszej podró­ży do sta­ro­żyt­nej Per­sji. Zobacz­my co będzie dalej, ale póki co szan­se na dotar­cie do Ira­nu są nie­ste­ty nie­zbyt duże.

Nasz Fred dopo­mi­na się o tro­chę opie­ki. Moc sil­ni­ka pogar­sza się więc Jaś czy­ści róż­ne fil­try, wymon­to­wu­je bak na pali­wo i wymie­nia część węży. W Anta­lyi uda­je się sko­ry­go­wać luz na zawo­rach do sil­ni­ka. Na razie jest lek­ka popra­wa ale nie­za­leż­nie od tego, chce­my zro­bić za nie­dłu­go wiek­szy przegląd.

Po odwie­dze­niu Tho­ma­sa i Cidem w Olym­pos (wor­ka­way nr 2, blog 4), prze­jeż­dża­my przez góry i prze­no­si­my się do inne­go małe­go świa­ta. Na dużej, sze­ro­kiej pla­ży w pobli­żu Kum­lu­ca, oko­ło dzie­się­ciu pojaz­dów z róż­nych kra­jów zebra­ło się two­rząc mały obóz. To kolo­ro­wa mie­szan­ka rodzin, hipi­sów i samot­nych podróż­ni­ków, któ­rych łączy wiel­kie ocze­ki­wa­nie na otwar­cie gra­ni­cy z Ira­nem lub Gru­zją. Tutaj nad morzem jest spo­kój i przy­jem­na pogo­da, i moż­na poświę­cić czas na np. ubie­ga­nie się o Ika­met czy wspól­ne naucza­nie dzie­ci. Leo i Anto­nia bawią się z inny­mi dzieć­mi i sza­le­ją przez cały dzień. My wyko­rzy­stu­je­my czas na drob­ne napra­wy, a przede wszyst­kim na inten­syw­ne stu­dio­wa­nie map – tu Jasiek jest w swo­im żywio­le! Nie­po­zor­ne małe miej­sco­wo­ści po lewej i pra­wej stro­nie dro­gi są zwy­kle naj­bar­dziej kuszące…

Naresz­cie odwra­ca­my się od Okcy­den­tu i rusza­my do Orien­tu! Praw­do­po­dob­nie już kil­ka­na­ście razy jecha­li­śmy wybrze­żem mię­dzy Anta­lyą a Ala­nyą. Miej­my nadzie­ję, że tym razem jest to poraz ostat­ni (przy­naj­mniej na dłuż­szy czas). Po dro­dze odwie­dza­my przy­ja­ciół w Belek, wymie­nia­my olej w sil­ni­ku (w ramach dywa­ga­cji nad mocą Fre­da), macha­my i trą­bi­my na poże­gna­nie w Zey­ti­na­dzie i koń­cu prze­kra­cza­my magicz­ną gra­ni­cę Wscho­du i nie­zna­nych nam galaktyk…

W Ana­mur noce są przy­tul­ne, a za okna­mi grzmi burza i zaci­na desz­czem. Czu­je­my się jak na stat­ku, bo wyso­kość Fre­da spra­wia, że ​​odpo­wied­nio nas koły­sze… Musi­my parę razy w nocy zmie­niać miej­sce posto­ju i usta­wić auto pod wiatr. W oko­li­cy jest wie­le do odkry­cia. Sta­re Ana­mu­rium, ukry­te jaski­nie w kli­fach i pod­ziem­ne „dziu­ry” na ska­li­stym brze­gu, z któ­rych mor­skie potwo­ry strze­la­ją fon­tan­na­mi do dzie­ci. Baj­ko­we miej­sca, w któ­rych od cza­su do cza­su opo­wia­da­my baj­ki, jak np. o ryba­ku i zło­tej rybce.

Następ­ną wiel­ką atrak­cją jest jaski­nia Gilin­di­re. Przy wietrz­nej, zim­nej pogo­dzie i 7 °C docie­ra­my po sta­lo­wych scho­dach do ukry­te­go wej­ścia wyso­ko nad morzem. Prze­cho­dzi­my przez nie­wi­dzial­ną barie­rę… i lądu­je­my w tro­pi­kach przy 24 °C i pra­wie 100% wil­got­no­ści! Zanu­rza­my się w raju sta­lak­ty­tów i wapien­nych for­ma­cji, któ­re zapie­ra­ją dech w pier­siach. Dalej, głę­bo­ko w dole jaski­ni jest gigan­tycz­ne, kry­sta­licz­nie czy­ste jezio­ro, do któ­re­go chcia­ło­by się wsko­czyć (bo jeste­śmy już spo­ce­ni). Dla nas Gilin­di­re to naj­pięk­niej­sza jaski­nia, jaką do tej pory widzieliśmy.

Roz­grza­ni nad­mor­skim słoń­cem uda­je­my się w głąb lądu, w góry Tau­rus na 1300m npm. Ku wiel­kiej rado­ści dzie­ci cze­ka tu na nas zaśnie­żo­ny pła­sko­wyż, dla­te­go zatrzy­mu­je­my się na bitwę na śnież­ki (w tym samym cza­sie docie­ra­ją do nas zdję­cia z kom­plet­nie zaśnie­żo­nych regio­nów Euro­py). W oko­li­cach klasz­to­ru Ala­han i noc póź­niej Fred i kon­struk­cja nasze­go domu na kół­kach prze­cho­dzi pierw­sze testy zim­na. Uff, wszyst­ko dzia­ła jak powin­no! Pomi­mo odu­rza­ją­cych prze­strze­ni, gigan­tycz­nych kanio­nów i stro­mo opa­da­ją­cych for­ma­cji skal­nych, lodo­wa­ty wiatr i opa­dy śnie­gu kie­ru­ją nas z powro­tem w stro­nę morza — odwrot­nie niż latem. Jedzie­my wzdłuż wąwo­zu rze­ki Gok­su Neh­ri i – ze wzglę­du na podo­bień­stwo — wspo­mi­na­my ”sta­re cza­sy” w wąwo­zie Gor­ge du Ver­don w Pro­wan­sji. Nie­dłu­go póź­niej robi­my „patrio­tycz­ny” przy­sta­nek przy skrom­nym pomni­ku cesa­rza Fry­de­ry­ka I Bar­ba­ros­sy, któ­ry uto­nął tutaj pod­czas swo­jej kru­cja­ty na Bli­ski Wschód w 1190 roku. I tak łączy się geo­gra­fia i histo­ria Tur­cji i Kyf­fhäu­ser w Turyn­gii (legen­dar­ne­go miej­sca spo­czyn­ku Bar­ba­ros­sy), któ­re odwie­dza­li­śmy już wielokrotnie.

Po powro­cie na wybrze­że zwie­dza­my tajem­ni­cze ruiny Kan­li­di­va­ne wokół roz­le­głe­go leja kra­so­we­go. Ale to był dopie­ro począ­tek. Nie­co dalej zwie­dzi­li­śmy dwa kolej­ne gigan­tycz­ne leje, sym­bo­licz­nie nazwa­ne „nie­bem” i „pie­kłem”. Każ­dy z nich jest głę­bo­ki na oko­ło 130m, pie­kło jest nie­do­stęp­ne (na szczę­ście), bo jest strze­żo­ne przez pie­kiel­ne­go mitycz­ne­go psa Ker­be­ro­sa, a dodat­ko­wo ścia­ny leja są pio­no­we. Ponoć Zeus się o to zatrosz­czył. Moż­na jed­nak zaj­rzeć do środ­ka przez wiszą­cą szkla­ną plat­for­mę… wywo­łu­ją­cą gęsią skór­kę. Nie­bo – jak mogło­by być ina­czej – oczy­wi­ście prze­ści­ga pie­kło. Dum­ne 200m śred­ni­cy i zej­ście przez tro­pi­kal­ną dżun­glę! Nagle sta­je­my u stóp gigan­tycz­nej jaski­ni. Kil­ka świą­tyń i kaplic wska­zu­je na to, że od cza­sów sta­ro­żyt­nych było to miej­sce mistycz­ne i wyjąt­ko­we. Jaski­nia się­ga dale­ko w głąb skał i na koń­cu coraz bar­dziej się spłasz­cza. Teraz pra­wie trze­ba się czoł­gać, a potem sły­szy­my coraz wyraź­niej coś… gigan­tycz­ną pod­ziem­ną rze­kę, któ­ra pędzi tuż pod nami, oddzie­lo­na zale­d­wie kil­ko­ma metra­mi piar­gu. To uczu­cie jak­by stać obok ogrom­nej tur­bi­ny w elek­trow­ni — prze­ra­ża­ją­ce i maje­sta­tycz­ne jednocześnie.

W Mer­sin po raz kolej­ny spo­ty­ka­my Til­la i Ate­sa, przy­ja­ciół z Nie­miec podró­żu­ją­cych pięk­nym nie­bie­skim mer­ce­de­sem 508 i rów­nie nie­bie­skim sim­son­kiem. Świę­tu­je­my uro­dzi­ny, pusz­cza­my lataw­ce, opo­wia­da­my histo­rie, robi­my nie­koń­czą­ce się okrą­że­nia z Anto­nią na moto­ro­we­rze i słu­cha­my Neue Deut­sche Wel­le, pod­czas pysz­nej kola­cji z jaj­ka­mi w sosie musz­tar­do­wym. Namiast­ka domo­wej atmos­fe­ry, a jed­no­cze­śnie prze­ci­wień­stwo tego, co obec­nie było­by moż­li­we w naszym kraju…

Dwie dener­wu­ją­ce pró­by napra­wy przez Jaś­ka nie­szczel­ne­go pod­grze­wa­cza ole­ju napę­do­we­go dopro­wa­dzi­ły nas do dziel­ni­cy warsz­ta­to­wej Mer­sin. Po kolej­nych dwóch pró­bach wszyst­ko jest znów szczel­ne. Kon­ty­nu­uje­my podróż do zam­ku krzy­żow­ców Yilan­ka­le, wyso­ko nad rów­ni­ną Bra­my Cyli­cyj­skiej. Magicz­ne miej­sce, w któ­rym może­my odpo­cząć przez kil­ka dni, tele­fo­no­wać z przy­ja­ciół­mi i rodzi­ną, wspi­nać się, grać w bad­min­to­na, goto­wać pysz­ne jedze­nie itp. W nie­dzie­lę świę­tu­je­my 11. uro­dzi­ny Leo. Jest mar­mur­ko­we cia­sto mamy z pie­ca Omnia, bur­ger taty BBQ i dłu­gi  wie­czór fil­mo­wy z „Blu­es Bro­thers”. Leo jest prze­szczę­śli­wy i to jest najważniejsze.

Zale­d­wie kil­ka kilo­me­trów dalej, w Ana­va­rza, ponow­nie zagłę­bia­my się w histo­rycz­nie eks­cy­tu­ją­cy teren. Tutaj w środ­ku wiel­kiej rów­ni­ny wzno­si się łań­cuch gór­ski o dłu­go­ści zale­d­wie kil­ku kilo­me­trów i wyso­ko­ści 220 metrów. U stóp leży sta­ro­żyt­ne mia­sto o tej samej nazwie. Do tej pory wyko­pa­li­ska odby­wa­ły się tu spo­ra­dycz­nie. Arche­olo­dzy jed­nak podej­rze­wa­ją, że to mia­sto jest jesz­cze więk­sze i bar­dziej impo­nu­ją­ce niż Efez. Ale póki co wszyst­ko tu nadal drze­mie dobrze ukry­te pod gęstym dywa­nem tra­wy, na któ­rym dziś rado­śnie pasą się kro­wy i owce, od cza­su do cza­su z roz­ko­szą ocie­ra­jąc się o resz­tę antycz­nej kolum­ny. Na szczy­cie góry znaj­du­ją się pozo­sta­ło­ści gór­ne­go mia­sta, a póź­niej zam­ku ormiań­skie­go. Na rów­ni­nie było wystar­cza­ją­co dużo dobre­go mate­ria­łu budow­la­ne­go, stąd widać wie­le pozo­sta­ło­ści murów zam­ko­wych prze­pla­ta­nych roman­tycz­nie wyglą­da­ją­cy­mi gzym­sa­mi, fry­za­mi i mały­mi ozdobami.

Jest już poło­wa lute­go, kie­dy w koń­cu uda­je­my się do pro­win­cji Hatay. Oto­czo­na gra­ni­cą syryj­ską i naj­bar­dziej wysu­nię­tym na wschód krań­cem Morza Śród­ziem­ne­go (Zato­ka Isken­de­run) wita nas tutaj wio­sna z 22 °C i kwit­ną­cy­mi drze­wa­mi owo­co­wy­mi. Mija­jąc gigan­tycz­ne zakła­dy prze­my­sło­we, naj­pierw zatrzy­mu­je­my się w Isken­de­run, któ­re bar­dzo przy­po­mi­na nam por­to­we mia­sto Batu­mi w Gru­zji. Im dalej jedzie­my dro­gą wzdłuż wybrze­ża w kie­run­ku Saman­dag, tym bar­dziej wzra­sta licz­ba kon­tro­li Jan­dar­me­rie ze wzglę­du na bli­skość Syrii. Nie­co póź­niej jeste­śmy u stóp Musa Dagh. Nie­któ­rzy z Was może sły­sze­li lub czy­ta­li książ­kę Fran­za Werfla „40 dni Musa Dah”, któ­ra trak­tu­je o mor­do­wa­niu i wypę­dza­niu Ormian z tych tere­nów w 1915 roku. Prze­jeż­dża­my przez daw­ne wio­ski Ormian z uczu­ciem wzru­sze­nia i przy­tło­cze­nia, że jeste­śmy tak bli­sko historii.

W koń­cu docie­ra­my do daw­ne­go kosmo­po­li­tycz­ne­go mia­sta Anta­kya (daw­niej Antio­chia), sły­ną­ce­go do dziś z tole­ran­cji i będą­ce­go tyglem świa­to­wych reli­gii — juda­izmu, isla­mu, chrze­ści­jań­stwa pra­wo­sław­ne­go czy kato­lic­kie­go, wszyst­ko było i jest tutaj w bez­po­śred­nim sąsiedz­twie. Tutaj apo­sto­ło­wie gło­si­li o Jezu­sie i tutaj Św. Piotr kon­se­kro­wał pierw­szy chrze­ści­jań­ski kościół. Po raz pierw­szy w tym mie­ście wspo­mnia­no też nazwę „chrze­ści­ja­nie”. Tym trud­niej sobie wyobra­zić, że tyl­ko kil­ka kilo­me­trów dalej jest Syria — kraj, któ­ry nie tyl­ko histo­rycz­nie, ale tak­że reli­gij­nie jest ści­śle powią­za­ny z Anta­kyą, a od lat uwi­kła­ny w bez­sen­sow­ną i nie­ludz­ką woj­nę zastępczą.

Po 7 mie­sią­cach w podró­ży po raz pierw­szy pozwa­la­my sobie na tro­chę luk­su­su pod solid­nym dachem. Ponie­waż byli­śmy kie­dyś nauczy­cie­la­mi aka­de­mic­ki­mi, bez pro­ble­mu mogli­śmy wyna­jąć sobie apar­ta­ment w „pen­sjo­na­cie nauczy­ciel­skim”. Pen­sjo­na­ty dla nauczy­cie­li ist­nie­ją w każ­dym więk­szym mie­ście, są nie­dro­gie, wygod­nie wypo­sa­żo­ne i zwy­kle poło­żo­ne bar­dzo cen­tral­nie. Archi­tek­to­nicz­nie prze­wa­ża tu styl lat 80. „komu­ni­stycz­ny”, któ­ry nas nie odstra­sza a wręcz nastra­ja nie­co nostal­gicz­nie. Nasze dzie­ci są szczę­śli­we i pod­eks­cy­to­wa­ne, że po dłu­gim cza­sie znów mają praw­dzi­we łóż­ka i wła­sny pokój z prysz­ni­cem. Delek­tu­je­my się kil­ku­dnio­wym urlo­pem od Fre­da i wałę­sa­my po tęt­nią­cych życiem wąskich ulicz­kach dziel­ni­cy baza­ro­wej i sta­re­go mia­sta Anta­kya. Co kil­ka kro­ków napo­ty­ka­my na fran­cu­ski styl kolo­nial­ny, orien­tal­ne alej­ki, sece­sję i ogrom­ne osmań­skie kona­ki. Kupu­je­my suszo­ne owo­ce mor­wy i jabł­ka na baza­rze, dosta­je­my w pre­zen­cie dużą meze (zestaw przy­sta­wek na bazie humu­su i jogur­tu), odwie­dza­my słyn­ne na całym świe­cie muzeum mozaik i jeste­śmy zafa­scy­no­wa­ni tym kolo­ro­wym mia­stem i jego cie­pły­mi, otwar­ty­mi ludźmi.

Zawra­ca­my na pół­noc, ponie­waż tery­to­rium Syrii zaczy­na się zale­d­wie kil­ka kilo­me­trów od nas na połu­dnie. Ostat­nią atrak­cją pro­win­cji Hatay jest zamek tem­pla­riu­szy w Bakras. Tutaj bez­po­śred­nio pod twier­dzą spę­dza­my noc, z fan­ta­stycz­nym wido­kiem na rów­ni­ny i noc­nym wyciem sza­ka­li. Zale­d­wie 300 lat temu twier­dza zawa­li­ła się w wyni­ku duże­go trzę­sie­nia zie­mi i pew­nie nadal kry­je w sobie wie­le cen­nych skar­bów. Dla nas to naj­bar­dziej tajem­ni­czy zamek jaki do tej pory widzie­li­śmy. Tak nie­po­zor­ny z zewnątrz, ale dopie­ro po wej­ściu do środ­ka moż­na wyobra­zić sobie jego ówcze­sny roz­miar. Wędru­je­my nie­zli­czo­ny­mi kory­ta­rza­mi, tune­la­mi i scho­da­mi, wie­lo­krot­nie koń­cząc w ogrom­nych, na wpół zasy­pa­nych pod­ziem­nych kory­ta­rzach i kata­kom­bach. Plac zabaw z wido­ka­mi zapie­ra­ją­cy­mi dech w pier­siach. Jak zwy­kle Tosię trud­no okieł­znać, a stro­mi­zny i „dziu­ra“ wokół nie­jed­na… Aby uspo­ko­ić ner­wy wędru­je­my doli­ną pod zam­kiem, i odkry­wa­my sta­re opusz­czo­ne zagro­dy i pra­wie raj­skie sady.

Przez prze­łęcz Belen wra­ca­my nad morze i do Isken­de­run. Tutaj ponow­nie spo­ty­ka­my Pete­ra, nasze­go przy­ja­cie­la z Nowej Zelan­dii. Jeste­śmy na miej­scu nie­ca­łe 5 minut, a już są z nami trzy inne oso­by. Dosta­je­my za dar­mo obfi­tą i pysz­ną kola­cję domo­wej robo­ty, ktoś inny pro­po­nu­je nam miesz­ka­nie, i tak zanu­rza­my się w eks­cy­tu­ją­ce histo­rie z życia napo­tka­nych ludzi. Znów sma­ku­je­my cudow­nej przy­pra­wy życia podróż­ni­ka i magii chwi­li, otu­lo­nej baj­ko­wym zacho­dem słońca…

Przy całej roman­ty­ce podró­żo­wa­nia i odle­gło­ści od domu… cią­ży nad nami cień przy­gnę­bie­nia. Z mie­sza­ny­mi uczu­cia­mi obser­wu­je­my, jak zmie­nia się świat, jak ludzie roz­cho­dzą się w róż­nych kie­run­kach, i każ­dy uwa­ża, że ma mono­pol na praw­dę. Wyda­je się, że radość i lek­kość bytu zosta­ła znie­sio­na, a rze­czy­wi­ste pro­ble­my celo­wo są odsu­wa­ne poza opi­nię publicz­ną. Nie­da­le­ko stąd, dla nas pra­wie zauwa­żal­nie i w odle­gło­ści zale­d­wie rzu­tu kamie­niem, wiel­kie mocar­stwa zbro­ją się i wal­czą o domi­na­cję w regio­nie. Ich gło­sy są coraz bar­dziej agre­syw­ne, a „wyma­chi­wa­nie sza­bel­ką” trwa dalej mimo (a może wła­śnie po linii) zmia­ny władz ame­ry­kań­skich. Czy aby nie sto­imy ponow­nie u pro­gu wiel­kiej woj­ny, w dużej mie­rze przy­go­to­wy­wa­nej za naszy­mi ple­ca­mi i nie­zau­wa­żo­nej przez opi­nię publicz­ną? Nie­ste­ty, ta waż­na kwe­stia (jak wie­le innych) jest pomi­ja­na w natło­ku codzien­nych debat „Anty-Covi­do­wych”. Nie­zro­zu­mia­łe, bo ile wię­cej ludz­kich ist­nień jest tutaj zagro­żo­nych… Powyż­szą myślą, z dala od podróż­nej codzien­no­ści, koń­czę ten blog. Jeste­śmy na pla­ży w Yumur­ta­lik, przed drzwia­mi prze­cho­dzi sta­do owiec, a pasterz uśmie­cha się i macha do nas weso­ło. Dzie­ci budu­ją zamek z pia­sku, a w powie­trzu uno­si się zapach świe­żo upie­czo­ne­go cia­sta bana­no­we­go. I zno­wu jest… ta nama­cal­na… lek­kość nasze­go bytu!

  • Zam­ko­wi inży­nie­ro­wie w Yumurtalik
  • Kuch­nia polo­wa nad morzem
  • W knaj­pie kam­pe­ro­wej z Peterem
  • Widok z zam­ku tem­pla­riu­szy w Bakras
  • Anta­kya
  • Kościół Św. Pio­tra w Antakyi
  • Muzeum mozaik w Antakyi
  • Küne­fe — lokal­na słodkość
  • Sta­re ulicz­ki Antakyi
  • Wąwóz Ara­bin
  • Gno­my w wąwozie
  • Hip­pie forever
  • Wio­sna wita w Kastabala
  • Po lewej 2700 lat, po pra­wej 5 lat (Kara­te­pe)
  • Zamek i antycz­ne ruiny Anavarza
  • Ana­va­rza
  • Ana­va­rza
  • Kto ma dzi­siaj urodziny?
  • Zamek Yilan­ka­le
  • Zamek Yilan­ka­le
  • Port w Yumurtalik
  • Pla­ża w Mersin
  • Pirat­ka morska
  • Leo i latawiec
  • Sim­son Til­la ma branie
  • Nie­bo i Piekło

  • Lej kra­so­wy w Kanlidivane
  • Drze­wo marzeń
  • Kanion Gök­su
  • Klasz­tor Alahan
  • Czy to napraw­dę śnieg?!
  • Jaski­nia Gilindire
  • Zej­ście do jaski­ni Gilindire
  • Przy­lą­dek Anamur
  • Ana­mur
  • Mię­dzy­na­ro­do­wy Hippie-Camp
  • Side
  • Zatka­ny wąż albo…
  • Fran­co­ise i Patri­cia z Can­de­lą i Helio
  • Pla­ża z base­nem w Zeytinadzie
Napisane w Podróż 2020
2 komentarze
Magdalena

Nawigacja po wpisach

   Leo Post 4
Leo Post 5   

Zobacz inne

13. Powrót do domu — z Półwyspu Arabskiego do Polski

Czytaj dalej

12. Oman – w punkcie zwrotnym podróży

Czytaj dalej

Komentarze (2)

  • Sylwia 28. marca 2021 dnia 0:21 Reply

    Zazdrosz­czę, tyle pięk­nych i histo­rycz­nych miejsc, egzo­tycz­ne spo­tka­nia z natu­rą i ludź­mi. Wspa­nia­ła przy­go­da. Powo­dze­nia i życze­nia uro­dzi­no­we dla Leo. Trzy­maj­cie się ciepło.

  • Sylwia 28. marca 2021 dnia 0:21 Reply

    Zazdrosz­czę, tyle pięk­nych i histo­rycz­nych miejsc, egzo­tycz­ne spo­tka­nia z natu­rą i ludź­mi. Wspa­nia­ła przy­go­da. Powo­dze­nia i życze­nia uro­dzi­no­we dla Leo. Trzy­maj­cie się ciepło.

Skomentuj Sylwia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ostatnie wpisy

  • Radio Cosmo i prelekcja w Krakowie 18 listopada 2023
  • Prelekcja z podróży — 29.09.2023 na “Bücherstall” w Wünsdorf
  • Prelekcja z podróży — 16.09.2023 na “Lange Nacht der Zugvögel” Alt Jesnitz
  • KOLOSY 2022 — Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów w Gdyni
  • Prelekcja z podróży — 03.03.2023 na zamku w Beeskow

Seidenstrasse
50 000 km
2 Jahre

Newsletter


 

Prawny

  • Stopka redakcyjna / ochrona danych

Używamy ciasteczek, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny.

Możesz dowiedzieć się więcej o tym, jakich ciasteczek używamy, lub wyłączyć je w .

Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
Powered by  Zgodności ciasteczek z RODO
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.