• Kontakty
  • O Nas
  • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Trasa
  • Wszystkie wpisy
Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
  • Aktualności
  • Trasa
  • Blog z podróży
  • Blog Leo
  • O Nas
    • O Nas
    • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Wszystkie wpisy
  • Polski
    • Deutsch
    • Polski
  • Kontakty
3. czerwca 20212. września 2021

7. Turcja — Południowo-Wschodnia Anatolia

  • Wczesniej
  • Następny

Dziś mamy co świę­to­wać — nie tyl­ko Dzień Dziec­ka, ale tak­że to, że Gru­zja wła­śnie ponow­nie otwo­rzy­ła swo­je gra­ni­ce dla tury­stów. Sąsied­nie kra­je pla­nu­ją pójść za jej przy­kła­dem i też się powo­li otwie­rać, a Iran być może otwo­rzy swo­je podwo­je po czerw­co­wych wybo­rach. Sie­dzi­my więc pod Pała­cem Ishak Pasa, maje­sta­tycz­ny Ara­rat cho­wa się za wzgó­rzem, a my patrzy­my z cie­ka­wo­ścią na sze­ro­ką wul­ka­nicz­ną rów­ni­nę Dogu­bey­azit. Ale naj­pierw retro­spek­cja ostat­nich kil­ku tygodni.

Po prze­rwie na kem­pin­gu w Kara­dut (nie­da­le­ko Nem­rut Dagi) poje­cha­li­śmy dale­ko na połu­dnie, w kie­run­ku gra­ni­cy syryj­skiej i zna­leź­li­śmy się na gorą­cej, pyli­stej rów­ni­nie. Po dro­dze Jaś napra­wił i wyre­gu­lo­wał tyl­ne moco­wa­nie (nowych) amor­ty­za­to­rów, aby Fred nie koły­sał się już jak pija­ny słoń. Podzi­wia­li­śmy tamę Ata­tur­ka i zanu­rzy­li­śmy nogi w Eufra­cie — kolej­ny kamień milo­wy w naszej podró­ży. Popły­nę­li­śmy łodzią do zato­pio­ne­go mia­sta Hal­fe­ti, zam­ku Rum­ka­le i nie­co póź­niej odwie­dzi­li­śmy wyko­pa­li­ska Zeugmy.

  • Tama Ata­tür­ka
  • Wyciecz­ka łód­ką po Eufracie
  • Zato­pio­ne Halfeti
  • Wyspa­na!

W San­liur­fie na par­kin­gu muzeum natknę­li­śmy się na kolej­ny mały „glo­be­trot­ter-camp”, a tak­że ponow­nie spo­tka­li­śmy Til­la i Ate­sa, z któ­ry­mi podró­żu­je­my razem przez kil­ka następ­nych tygo­dni. Przez trzy noce, po odro­bi­nie per­swa­zji i udo­wod­nie­niu, że jeste­śmy absol­wen­ta­mi Uni­wer­sy­te­tu Hum­bold­ta, wyna­ję­li­śmy pokój w pen­sjo­na­cie miej­sco­we­go uni­wer­sy­te­tu — sta­ry, pięk­nie odre­stau­ro­wa­ny pałac osmań­ski w cen­trum orien­tal­ne­go Sta­re­go Mia­sta. Dosta­je­my tu ksią­żę­ce śnia­da­nie, popi­ja­my bia­łe wino na tara­sie o zacho­dzie słoń­ca i czu­je­my się jak mały turec­ki pasza. Wie­czo­rem, ku ucie­sze dzie­ci, odwie­dza nas fil­mo­wy „Fan­to­mas” na pała­co­wym ogrom­nym pła­skim ekra­nie… W San­liur­fie zwie­dzi­li­śmy też gro­tę naro­dzin Abra­ha­ma, Muzeum Arche­olo­gicz­ne i sąsied­nie Muzeum Mozaik, a tak­że labi­ryn­to­wy bazar z góra­mi przy­praw, sto­la­rza­mi, kowa­la­mi i garn­ca­rza­mi. Noce są jed­nak krót­kie, bo trwa Rama­dan. To prze­no­si dzien­ny zgiełk na życie noc­ne, muezin śpie­wa jesz­cze żar­li­wiej, gru­py bęb­nia­rzy poru­sza­ją się w nocy alej­ka­mi i, krót­ko mówiąc, w sta­nie wyjąt­ko­wym panu­je stan wyjątkowy.

  • Muzeum Mosa­ik
  • Gro­ta naro­dzin Abrahama
  • Meczet Der­gah
  • Glo­be­trot­ter­camp na par­kin­gu muzeum
  • Basar w Sanliurfie
  • Dom gościn­ny uniwersytetu

Z pobli­skiej Göbe­kli Tepe, liczą­cej 12 000 lat „koleb­ki ludz­kiej cywi­li­za­cji”, w cie­niu któ­rej „Sto­ne­hen­ge” wyglą­da jak opusz­czo­ne cen­trum han­dlo­we, uda­je­my się na połu­dnie do Har­ra­nu. Z nie­gdyś biblij­ne­go miej­sca nie pozo­sta­ło pra­wie nic. Dziś w miej­sco­wym pyle i upa­le moż­na spo­tkać tyl­ko roz­pro­szo­nych łow­ców tury­stów, żebrzą­ce dzie­ci i wiel­ką bie­dę. Jedzie­my na wschód przez jało­we, suche wzgó­rza Tek Tek wzdłuż gra­ni­cy z Syrią do pod­ziem­ne­go sta­ro­żyt­ne­go kamie­nio­ło­mu, jaskiń Baz­da. Ponoć bywa­ją tu dzi­kie psy, na szczę­ście nie widzie­li­śmy żad­nych. Nie­ste­ty tu też panu­je skraj­na bie­da. Bez wzglę­du na to, gdzie nasz kon­wój się poja­wia – w sta­ro­żyt­nym mie­ście Suayb, jaski­niach Suma­tar – ota­cza­ją nas gru­py dzie­ci. Są bar­dzo nachal­ne, cze­pia­ją się samo­cho­dów i cza­sem czymś rzu­cą. Czę­sto dla­te­go zawra­ca­my nie wysia­da­jąc nawet z samo­cho­du. To dyle­mat obec­ne­go cza­su, ponie­waż szko­ły były czę­sto jedy­nym punk­tem zacze­pie­nia, wyży­wie­nia i kształ­to­wa­nia naj­młod­szych. Od ponad roku szko­ły są zamknię­te, naucza­nie w domu w wio­skach, w któ­rych czę­sto nie ma elek­trycz­no­ści, to kiep­ski żart, a rodzi­ce pra­cu­ją na polach, aby zaro­bić na chleb powsze­dni. W rezul­ta­cie dzie­ci coraz czę­ściej są pozo­sta­wio­ne samym sobie…

  • Domy z gli­ny w Harran
  • Har­ran
  • Peł­nia księ­ży­ca nad Syrią
  • Pod­ziem­ny antycz­ny kamieniołom
  • Antycz­ne mia­sto Suayb

Pod koniec dnia docie­ra­my do Kara­han Tepe, któ­re zna­leźć nie było łatwo. Obo­zu­je­my u jego pod­nó­ża w ste­po­wym kra­jo­bra­zie, któ­ry prze­no­si nas myśla­mi do Mon­go­lii. Kara­han Tepe, miej­sce wyko­pa­lisk, któ­re ujrza­ło świa­tło dzien­ne zale­d­wie kil­ka mie­się­cy temu, i jest prak­tycz­nie star­szym bra­tem Göbe­kli Tepe. Mamy szczę­ście, bo miej­sco­wy pasterz, któ­ry jest dodat­ko­wo arche­olo­giem mówią­cym po angiel­sku, jak i wła­ści­cie­lem grun­tu, po kon­sul­ta­cji z kie­row­ni­kiem wyko­pa­lisk, opro­wa­dza nas „nie­ofi­cjal­nie” po tere­nie. To, co widzi­my, zapie­ra dech w pier­siach, a póki co są to tyl­ko wstęp­ne wyryw­ko­we odsło­nię­cia grun­tu! Na świa­tło dzien­ne wyszły już pła­sko­rzeź­by arty­stycz­ne, rzeź­by twa­rzy i miej­sca kul­tu. Jeśli poli­czyć kil­ka odko­pa­nych słyn­nych kamien­nych słu­pów w kształ­cie lite­ry T w Göbe­kli Tepe (uzna­wa­nych dotąd jako naj­star­sze zna­ne kon­struk­cje mega­li­tycz­ne), to według przy­bli­żo­nych sza­cun­ków w Kara­han Tepe jest ich ponad 250! Musia­ło to być gigan­tycz­ne miej­sce zamiesz­ka­nia i kul­tu, star­sze o kolej­ne 3000 lat od Göbe­kli Tepe, a tym samym to wiel­ka sen­sa­cja histo­rycz­na i nauko­wa. Nie wol­no nam robić zdjęć, ponie­waż za kil­ka dni mają roz­po­cząć się sys­te­ma­tycz­ne mię­dzy­na­ro­do­we pra­ce wyko­pa­li­sko­we (przy 50°C w cie­niu) a wraz z tym ofi­cjal­ne publi­ka­cje. Dzie­ci są pod­eks­cy­to­wa­ne, bo wędru­jąc po oko­li­cy znaj­du­je­my gar­ści sta­rych kamien­nych strzał i gro­tów włócz­ni – ile tysię­cy lat trzy­ma­my w rekach? Nowa koleb­ka cywi­li­za­cji, bo tak nazwał je nasz miej­sco­wy prze­wod­nik, a my mamy szczę­ście krót­ko zaj­rzeć za kur­ty­nę tuż przed świa­to­wą premierą!

  • Bez­kre­sna dal (a z tyłu Kara­han Tepe)
  • Mon­go­lia czy Wzgó­rza Tek Tek?

Następ­ny przy­sta­nek w dro­dze na wschód to Mar­din – pięk­ne, orien­tal­ne mia­sto na połu­dnio­wym zbo­czu z osza­ła­mia­ją­cym wido­kiem na rów­ni­nę Mezo­po­ta­mii. Spo­ty­ka­my tu przy­ja­cie­la przy­ja­ciół i doku­men­ta­li­stę Hay­da­ra, któ­ry dużo rela­cjo­nu­je o dzie­ciach syryj­skich uchodź­ców, i wita nas w swo­im mie­ście bar­dzo cie­pło. W pamię­ci pozo­sta­nie nam wie­lu kre­atyw­nych arty­stów mia­sta, któ­rzy osie­dli­li się i pra­cu­ją w sta­rych, na wpół opusz­czo­nych kona­kach, a tak­że nie­zli­czo­ne samo­dziel­nie wyko­na­ne lataw­ce, któ­re uno­si­ły się nad mia­stem w łagod­nym wie­czor­nym wie­trze – pusz­cza­ne i trzy­ma­ne przez mło­dych i sta­rych. Zale­d­wie kil­ka kilo­me­trów dalej odwie­dza­my syryj­ski klasz­tor pra­wo­sław­ny Zafa­ran. Miej­sce ducho­we z wiel­ką histo­rią, ale nazna­czo­ne tak­że smut­kiem, bru­tal­nym losem i wygna­niem. Nadal odpra­wia­ne są tu nabo­żeń­stwa, i nadal moż­na poczuć, że to miej­sce jest tro­chę bli­żej nie­ba niż ziemi.

  • Lataw­ce nad Mardin
  • Ulicz­ki Mardin
  • Czy jest coś piękniejszego?
  • Mar­din i widok na rów­ni­nę Mezopotamii
  • Osio­łek jako pojazd do czysz­cze­nia ulic
  • Reży­ser i doku­men­ta­li­sta Hay­dar (po lewej)
  • Cmen­tarz w Mardin
  • Medre­se w Mardin
  • Klasz­tor Zafaran

Dalej w Midy­at, odwie­dza­my dwa pięk­ne odre­stau­ro­wa­ne kona­ki i sta­ry kościół, a następ­nie uda­je­my się do ser­ca syryj­skich pra­wo­sław­nych chrze­ści­jan. W 1600-let­nim klasz­to­rze Mor-Gabriel dowia­du­je­my się wie­le o ich eks­cy­tu­ją­cej i burz­li­wej histo­rii, ale tak­że o wysie­dle­niu, śmier­ci i znisz­cze­niu. Jed­nak ich wia­ra prze­trwa­ła, czy­sta i pokor­na, peł­na tajem­nic i legend, ze św. Gabrie­lem pocho­wa­nych na sto­ją­co, by tak powi­tać swe­go Pana, a wokół nie­go w kryp­cie kości ponad 10 000 mnichów. 

Tu żegna­my się nie tyl­ko z Til­lem i Ate­sem, ale tak­że z pomy­słem, któ­ry nosi­my w sobie od kil­ku tygo­dni i dys­ku­tu­je­my raz po raz — prze­jaz­dem do Kur­dy­sta­nu (auto­no­mia w pół­noc­nym Ira­ku). Teren gorą­co pole­ca­ny przez wie­lu pozna­nych podróż­ni­ków, ale osta­tecz­nie ryzy­ko — ze wzglę­du na dzie­ci — wyda­je nam się zbyt duże. Gdy­by­śmy podró­żo­wa­li sami, było­by zupeł­nie ina­czej. Gdy­by coś im się sta­ło z powo­du 2‑tygodniowej przy­go­dy, było­by to nie­wy­ba­czal­ne. Sza­lę prze­wa­żył widok kil­ku wybu­chów bomb i uży­cia myśliw­ców, któ­re nie­ste­ty mogli­śmy obser­wo­wać „na żywo” (i na szczę­ście z odda­li) przy gra­ni­cy syryj­skiej. Może w przy­szło­ści będzie tam bez­piecz­niej — İnşallah.

  • W klasz­to­rze Mor Gabriel
  • Pod­ziem­ne cyster­ny w antycz­nym Dara
  • Ulicz­ki w Midyat
  • Kozie tar­go­wi­sko w Midyat… 

Nasza tra­sa skrę­ca teraz na pół­noc i dojeż­dża­my do sta­re­go, na wpół zato­pio­ne­go mia­sta Hasan­keyf nad Tygry­sem. Tutaj prze­cho­dzi­my przez kata­kum­by, pozo­sta­ło­ści sta­re­go mia­sta i kom­plek­su zam­ko­we­go, a tak­że podzi­wia­my dru­gą biblij­ną rze­kę (tym razem bez zama­cza­nia nóg). W dal­szej dro­dze w kie­run­ku jezio­ra Van zatrzy­mu­je­my się w Bat­ma­nie (co za nazwa!), w upa­le chce­my kupić lody i tra­fia­my do fabry­ki duże­go turec­kie­go pro­du­cen­ta lodów. Skra­ca­jąc, zosta­je­my zapro­sze­ni przez rodzi­nę wła­ści­cie­li na obia­do­ko­la­cję, a następ­ne­go dnia na zwie­dza­nie fabry­ki. Dzie­ci zja­da­ją oko­ło 15 lodów w cią­gu 24 godzin, a my podzi­wia­my auto­ma­ty do lodów, któ­re pro­du­ku­ją 20 000 lodów na godzi­nę (część maszym pocho­dzi w Ryb­ni­ka!). Na koniec dosta­je­my jesz­cze zapro­sze­nie na wese­le sze­fa junio­ra. Wię­cej szcze­gó­łów nie zdra­dza­my, bo to z pew­no­ścią będzie głów­nym tema­tem kolej­ne­go blo­gu Leo…

  • Pra­nie w plenerze…
  • Sta­re Hasan­keyf nad Tygrysem
  • Ruiny Hasan­keyf
  • Widok na Tygrys
  • W gości­nie u rodzi­ny Basaran
  • Popatrz ile lodów prze­jeż­dża nad moją głową!

W Tatvan nad jezio­rem Van spo­ty­ka­my Deana i jego 9‑letnią cór­kę Zoyę z Mau­ri­tiu­sa, któ­rzy podró­żu­ją po świe­cie cza­sa­mi we dwój­kę lub trój­kę land rove­rem, i któ­rych pozna­li­śmy kil­ka tygo­dni wcze­śniej. Dean od wie­lu lat pra­cu­je jako foto­graf i ma w zana­drzu wie­le eks­cy­tu­ją­cych histo­rii od bie­gu­na pół­noc­ne­go do bie­gu­na połu­dnio­we­go. Razem spędz­my kil­ka dni na uśpio­nym wul­ka­nie Nem­rut Dagi na wyso­ko­ści 3050m npm. Ze szczy­tu roz­ta­cza się wspa­nia­ły widok na bez­kre­sne, jasno­nie­bie­skie jezio­ro Van, ośnie­żo­ne góry i stro­mo opa­da­ją­cą kra­wędź kal­de­ry. Kra­ter ma śred­ni­cę 7 km, a poło­wę pokry­wa jed­no z naj­więk­szych jezior kra­te­ro­wych na Zie­mi. Śro­dek kra­te­ru to zupeł­nie inny świat. Dean porów­nu­je to do Pata­go­nii… Wędru­je­my do mniej­szych i więk­szych kra­te­rów wtór­nych, oglą­da­my nie­zli­czo­ne zło­ża obsy­dia­nu i roz­bi­ja­my biwak nie­co nad jezio­rem kra­te­ro­wym. W cią­gu następ­nych kil­ku dni delek­tu­je­my się ciszą, wska­ku­je­my do lodo­wa­te­go, ciem­no­nie­bie­skie­go jezio­ra kra­te­ro­we­go, nasz dutch-oven jest w cią­głym użyt­ku nad ogni­skiem, Leo i Zoya uczą się razem, a wie­czo­ra­mi filo­zo­fu­je­my o życiu, podró­żach, gwiaź­dzi­stym nie­bie i wszel­kich innych rze­czach. Cie­szy­my się spo­ko­jem oraz bra­kiem zasię­gu tele­fo­nu komór­ko­we­go, a Jasiek i ja poży­cza­my moto­cykl cross Deana i rusza­my po wybo­jach dzi­kie­go kra­te­ru. Ostat­nie­go dnia dołą­cza do nas para rowe­rzy­stów z Bel­gii, i kolej­ne histo­rie z podró­ży osła­dza­ją czas przy noc­nym ognisku.

  • Widok z kra­te­ru na jezio­ro Van.
  • Biwak nad jezio­rem w kraterze
  • Tosia, Husky i Zoya
  • Lodo­wa­te jezio­ro kraterowe…
  • Codzien­ny fitness
  • Cow­girl on tour

Gdy opusz­cza­my wul­kan, koń­czy się nie tyl­ko Rama­dan, ale tak­że 3‑tygodniowa ogól­no­kra­jo­wa blo­ka­da. Uli­ce tęt­nią życiem, a restau­ra­cje nagle zapeł­nia­ją się. Okrą­ża­my jezio­ro Van wzdłuż połu­dnio­we­go brze­gu, zwie­dza­my łodzią małą wyspę klasz­tor­ną Akda­mar, oraz zamek i muzeum w Van. Pod­czas biwa­ko­wa­nia pozna­je­my dwie mło­de turec­kie pary, któ­re są nauczy­cie­la­mi języ­ka angiel­skie­go. Przyj­mu­je­my zapro­sze­nie na obiad i dowia­du­je­my się wie­le o „życiu nauczy­cie­la” w Tur­cji. Na przy­kład tego, że nauczy­cie­le wysy­ła­ni są do gorzej roz­wi­nię­tych pro­win­cji, by tam przez 4 lata pra­co­wać i “pod­no­sić poziom” (pra­ca od pod­staw?!). Ale szcze­gól­nie cie­szy nas zapro­sze­nie do ich szkół poza Van. Razem z Deanem i Zoyą jeste­śmy w dro­dze przez naj­bliż­sze 2 dni, zwie­dza­my 2 róż­ne szko­ły i bie­rze­my udział w lek­cjach języ­ka angiel­skie­go. Wię­cej na ten temat opo­wie Leo. Po wspól­nej wizy­cie w dwóch zam­kach Cavu­ste­pe i Hosap żegna­my się z Deanem i Zoyą, któ­rzy teraz jadą na pół­noc. Leo, Anto­nia i Zoya zosta­li dobry­mi przy­ja­ciół­mi i wspa­nia­le się doga­dy­wa­li. Dzię­ki wspól­nie spę­dzo­nym chwi­lom Tosia zaczy­na mówić swo­je pierw­sze sło­wa po angiel­sku. Mamy nadzie­ję, że za nie­dłu­go spo­tka­my się ponownie.

  • Chleb z paty­ka nad j. Van
  • Wyką­pać się raz w j. Van — marze­nie, któ­re się spełniło
  • Wyspa z klasz­to­rem Akdamar
  • Widok na wul­kan Süphan Dagi (góra tre­nin­go­wa na Ararat)
  • I kto jest szybszy?
  • Ahoj pani kapitan!
  • W gości­nie u nauczy­cie­li j. angielskiego
  • Widok z wzgó­rza zam­ko­we­go Van
  • Słyn­ne śnia­da­nie z Van
  • Tak wyglą­da naj­star­sza toa­le­ta świa­ta, ze spłucz­ką! (2750 lat, Cavustepe).
  • Zamek Hosap
  • Kola­cja poże­gnal­na z Deanem i Zoyą

Naj­pierw jed­nak uda­je­my się w głąb regio­nu kur­dyj­skie­go połu­dnio­wo-wschod­niej czę­ści Tur­cji. Obec­ność woj­ska rośnie z każ­dym kilo­me­trem. Obok nas roz­cią­ga­ją się głę­bo­kie wąwo­zy i sze­ro­kie pła­sko­wy­że, samot­ne gór­skie kra­jo­bra­zy i stro­me 4000-metro­we szczy­ty. Na próż­no szu­ka­my miej­sca par­kin­go­we­go w pro­win­cjo­nal­nym mie­ście Hak­ka­ri, ponie­waż tu wszyst­ko jest pod kon­tro­lą woj­ska i sta­nie „na dzi­ko“ nie jest dozwo­lo­ne. Przy­pad­ko­wo na szkol­nym boisku spo­ty­ka­my turec­kich glo­be­trot­te­rów Ufu­ka i Yakut, któ­rych pozna­li­śmy wcze­śniej w San­liur­fie. Razem z nimi sie­dzi zna­ny lokal­ny prze­wod­nik gór­ski Haci, któ­ry jest rów­nież wymie­nio­ny w naszym prze­wod­ni­ku tury­stycz­nym. Dzię­ki tym zna­jo­mo­ściom może­my tu nie tyl­ko roz­bić nasz obóz, ale tak­że jeste­śmy zapro­sze­ni na kil­ka gór­skich wycie­czek zapla­no­wa­nych na naj­bliż­sze dni. Dla nas to jak wygra­na w tot­ka, ponie­waż góry Hak­ka­ri to nadal woj­sko­wa stre­fa bez­pie­czeń­stwa i na wszyst­ko potrze­ba kil­ku ofi­cjal­nych zezwoleń.

Następ­ne­go dnia nasza sió­dem­ka wsia­da do Fre­da i jedzie w góry. Naj­pierw wspi­na­my się do wąwo­zu wodo­spa­dów, któ­re wystrze­li­wu­ją bez­po­śred­nio ze środ­ka stro­mej skal­nej ścia­ny, a następ­nie jedzie­my dalej i głę­biej w góry do wio­ski Cey­lan­li. Jest tu cicho, grze­je słoń­ce i zim­na, świe­ża źró­dla­na woda roz­pry­sku­je się wokół nas po sta­rych ogro­dach skal­nych. Jeste­śmy w gości­nie u cha­ry­zma­tycz­nej rodzi­ny Kur­dów, w oko­li­cy, któ­rą odra­dza każ­dy prze­wod­nik tury­stycz­ny. Ale towa­rzy­szy nam Haci i mamy pozwo­le­nia… Sły­szy­my wie­le opo­wie­ści, ale nie będzie­my ich stresz­czać — o nie­wy­po­wie­dzia­nych cier­pie­niach i prze­sie­dle­niach. Ale tak­że o gościn­no­ści i mimo wszyst­ko nie­złom­nej odwa­dze, by sta­wić czo­ła życiu. Może to wła­śnie obez­wład­nia­ją­ce pięk­no tego odle­głe­go gór­skie­go świa­ta, któ­ry bez­li­to­śnie poka­zu­je wła­sną nie­waż­ność i prze­mi­jal­ność, kształ­tu­je tutej­szych ludzi i pozwa­la im nieść swój trud­ny los. Zmę­cze­ni i wdzięcz­ni wra­ca­my na „nasze” podwór­ko szkol­ne. Nocą krą­żą nad gło­wa­mi nie tyl­ko heli­kop­te­ry woj­sko­we, ale tak­że nasze myśli – o Kur­dach, Tur­kach, PKK, turec­kiej armii i gór­skim świe­cie jak z bajki.

  • Góry Hak­ka­ri
  • Wędrow­cy
  • Pik­nik nad wodo­spa­dem z Yakut i Ufuk
  • W gości­nie u kur­dyj­skiej rodziny
  • Wodo­spad Awe Ure
  • Kto tu jest rolnikiem?

Z Hacim, Ufu­kiem, Yakut i garst­ką repor­te­rów, następ­ne­go dnia znów rusza­my w góry. Sta­ry ford trans­it prze­jeż­dża przez rze­ki, ska­cze po kamie­niach i roz­my­tych ścież­kach. Docie­ra­my do wyso­kie­go pła­sko­wy­żu, oto­czo­ne­go 3000-metro­wy­mi szczy­ta­mi. Świe­że źró­dła try­ska­ją spod buj­nej tra­wy, wokół nas są lasy, stru­mie­nie i nie­zli­czo­ne ruiny gospo­darstw. Jeste­śmy w wio­sce Konak, sta­rym cen­trum nesto­rian, małej spo­łecz­no­ści chrze­ści­jań­skiej, któ­ra zosta­ła stąd wygna­na w 1914 roku. Wieś zosta­ła cał­ko­wi­cie opusz­czo­na w 1980 roku, ale sta­re mury domów i duże ruiny sta­re­go kościo­ła z XVI wie­ku opo­wia­da­ją swo­ją histo­rię. Na przy­kład tą, o 20 drze­wach i 10 galo­nów wina przy naro­dzi­nach dziec­ka — ale wię­cej o tym w następ­nym blo­gu Leo. Kon­ty­nu­uje­my jaz­dę i wędrów­kę do wyso­ko poło­żo­nej doli­ny Ber­ce­lan Yay­la przez pra­wie nie­tknię­ty i nie­do­stęp­ny świat gór­ski, nie­zwy­kle przy­po­mi­na­ją­cy Alpy 200 lat temu. Wokół nas roi się od repor­te­rów i cze­ka­ją nas licz­ne wywia­dy, bo zagra­nicz­ni goście zaglą­da­ją tu nie­zwy­kle rzad­ko, więc i pytań jest wiele.

  • Widok z ruin kościo­ła Nesto­rian na sta­rą wio­skę Konak
  • Wio­ska Konak
  • Widok z kościel­ne­go okna…
  • Pod­czas jed­ne­go z wie­lu wywiadów
  • Haci i Leo przy herbacie
  • Widok na mia­sto Hakkari
  • Alpy?

Po tele­wi­zyj­nej przy­go­dzie żegna­my Hak­ka­ri i uda­je­my się do naj­bar­dziej odle­głe­go połu­dnio­wo-wschod­nie­go zakąt­ka Tur­cji. Po dro­dze jeste­śmy wie­lo­krot­nie spraw­dza­ni przez żan­dar­me­rię, a Fred prze­szu­ki­wa­ny przez psa tro­pią­ce­go. Nie­mniej jed­nak wszyst­ko odby­wa się bar­dzo życz­li­wie i dzie­je się głów­nie w tro­sce o nas i naszej ochro­nie. Gra­ni­ce z Ira­nem i Ira­kiem są teraz odda­lo­ne o zale­d­wie kil­ka kilo­me­trów. Świat gór sta­je się coraz bar­dziej dzi­ki i nie­do­stęp­ny. Nie­do­stęp­ny rów­nież z powo­du ogrom­nej obec­no­ści woj­ska. Wszyst­kie bocz­ne doli­ny są zablo­ko­wa­ne i dostęp­ne tyl­ko za spe­cjal­nym zezwo­le­niem. Jesz­cze kil­ka lat temu ten region był cen­trum woj­ny turec­ko-kur­dyj­skiej. W Sem­din­li, gdzie nocu­je­my na par­kin­gu inter­na­tu dla nauczy­cie­li, jesz­cze kil­ka lat temu ata­ki ter­ro­ry­stycz­ne i wal­ki nie były rzad­ko­ścią. Obec­ny spo­kój jest wciąż zbyt świe­ży i wyda­je się, jak­by naj­pierw trze­ba się było do nie­go przy­zwy­cza­ić. Wszę­dzie bra­ku­je też pra­cow­ni­ków. Pozna­je­my leka­rza, któ­ry wyja­śnia, że leka­rze przy­jeż­dża­ją tu z zachod­niej Tur­cji na zasa­dzie rota­cji na 2 mie­sią­ce i poma­ga­ją w miej­sco­wym szpi­ta­lu. Kon­tra­sty tego świa­ta są trud­ne do uchwy­ce­nia. Z jed­nej stro­ny malow­ni­cze, nie­tknię­te góry, a z dru­giej dra­mat naj­now­szej histo­rii i teraź­niej­szo­ści. Każ­dy szczyt gór­ski, każ­da prze­łęcz, każ­dy zakręt, każ­de wej­ście i wyj­ście z doli­ny jest obsa­dzo­ne poste­run­ka­mi woj­sko­wy­mi. Z dale­ka wyglą­da­ją jak zam­ki z ogrom­ny­mi mura­mi i wie­ża­mi, ale z bli­ska uka­zu­ją się nam naj­no­wo­cze­śniej­sze kosza­ry. Nie­za­leż­nie od naszych wra­żeń i obser­wa­cji, nie chce­my tu nawet w naj­mniej­szym stop­niu dys­ku­to­wać o tym, co jest histo­rycz­nie i poli­tycz­nie dobre a co złe. Pozo­sta­je tyl­ko życze­nie, aby ten pięk­ny region i jego miesz­kań­cy ponow­nie odna­leź­li pokój. Napię­cie jest nadal odczu­wal­ne, nie moż­na wędro­wać po górach, więc po nocy w Sem­din­li, wizy­cie w Baglar Kale­si i posto­ju w Yük­se­ko­va, jedzie­my z powro­tem w kie­run­ku jezio­ra Van.

Wybra­na przez nas tra­sa to naj­bar­dziej inten­syw­na tra­sa tere­no­wa, jaką Fred do tej pory poko­nał. Wspi­na­my się wyso­ko w góry Hak­ka­ri, gdzie nie jest wyma­ga­ne żad­ne pozwo­le­nie. Dalej na wyso­kość 3200m, prze­rzu­ca­jąc łopa­tą śnieg i lód w dro­gi, prze­ci­na­my stru­mie­nie i małe rze­ki, raz za razem korzy­sta­my z tere­no­we­go wypo­sa­że­nia Fre­da i potrze­bu­je­my dobrych 6 godzin na 100 km górzy­ste­go tere­nu. Na spo­rym odcin­ku poko­nu­je­my tę tra­sę jako pierw­si po zimie i zosta­je­my nagro­dze­ni nie­za­po­mnia­ny­mi wido­ka­mi i bez­kre­sną wol­no­ścią. Raz po raz widzi­my opusz­czo­ne wio­ski z powo­du woj­ny, nie­któ­re ponow­nie choć ską­po zalud­nio­ne, inne led­wo roz­po­zna­wal­ne. Pierw­szy poste­ru­nek woj­sko­wy na krót­ko przed Vanem jest zasko­czo­ny naszym wido­kiem – tury­stów z tego kie­run­ku zde­cy­do­wa­nie się tu nie spo­dzie­wa­no. Kolej­ną noc spę­dza­my pod zam­kiem Cavu­ste­pe i jesz­cze na kil­ka godzin odwie­dza­my Ufu­ka i Yakut. Tutaj dowia­du­je­my się rów­nież, że moż­na nas teraz zoba­czyć na więk­szo­ści kana­łów infor­ma­cyj­nych w Tur­cji… Poże­gna­nie z Ufu­kiem i Yakut z pew­no­ścią będzie tym razem na dłu­żej i Tosia jest bar­dzo smut­na, ponie­waż obo­je bar­dzo polu­bi­ła (ze wza­jem­no­ścią). Zauwa­ża­my, że powta­rza­ją­ce się poże­gna­nia nie są dla niej łatwe i cią­gle powta­rza, jak bar­dzo tęsk­ni za przy­ja­ciół­mi i dziadkami.

  • Sem­din­li
  • Nie­ste­ty na porząd­ku dzen­nym — góry śmie­ci w dolinach
  • Tra­sa przez góry Hakkari
  • Mija­ne ruiny sta­rych wiosek
  • Cmen­tarz gór­ski gdzieś…
  • Śnież­ne serce
  • Kon­tro­l­ne spoj­rze­nie — czy Fred da radę prze­je­chać dalej?
  • Goto­we — śnieg usunięty.
  • Noma­do­wie
  • Ponow­nie zalud­nio­ne wioski
  • Bez­kre­sna dal

Żegna­my też jezio­ro Van, któ­re­go góry i roz­le­głe prze­strze­nie rzu­ca­ją na nas urok od kil­ku tygo­dni. W tle pla­ny podró­ży gotu­ją się już na róż­nych forach spo­łecz­no­ści glo­be­trot­te­rów… Gru­zja otwie­ra się, Iran chy­ba tro­chę póź­niej… Więc zno­wu jedzie­my na pół­noc, prze­ci­na­my ogrom­ne pola zasty­głej lawy na naj­bar­dziej aktyw­nym wul­ka­nie w Tur­cji — Ten­du­rek Dagi i robi­my obszer­ne lek­cje geo­gra­fii na żywo. Pró­bu­jąc zbli­żyć się do siar­ko­wych źró­deł wul­ka­ny tra­fia­my do jed­ne­go z wie­lu poste­run­ków woj­sko­wych. Nie docie­ra­my do wul­ka­ny ze wzglę­du na stre­fę zastrze­żo­ną, ale zamiast tego pije­my her­ba­tę i jemy cia­sto z 7 żoł­nie­rza­mi i ich dowód­cą. To tyl­ko jeden z wie­lu przy­kła­dów na to, jak uprzej­me i szcze­re były wobec nas woj­sko i poli­cja. W koń­cu za kolej­nym zakrę­tem wyła­nia się góra tęsk­no­ty – Ara­rat. Gigan­tycz­ny, z czub­kiem w chmu­rach, jak­by z inne­go świa­ta. Tym razem widzi­my go z połu­dnia, a 5 lat temu z pół­no­cy, z Arme­nii. Gru­zja jest coraz bli­żej. Jedzie­my do Pała­cu Ishak-Pasa i zaj­mu­je­my miej­sce par­kin­go­we przy słyn­nym Murat-Cam­ping. Daw­no, daw­no temu, przed erą covi­du, glob­tro­te­rzy na dro­dze mię­dzy Wscho­dem a Zacho­dem prze­ka­zy­wa­li tu sobie pałecz­kę. Z jed­ne­go okna Fre­da patrzy­my na pięk­ny orien­tal­ny pałac, a z dru­gie­go na wiel­ką rów­ni­nę Dogu­bey­azit z ota­cza­ją­cy­mi ją ogrom­ny­mi wul­ka­na­mi. Obraz zja­wi­sko­wy! I tak docie­ra­my do kolej­ne­go, daw­no wyma­rzo­ne­go eta­pu podró­ży, obok Nem­rut Dagi, jezio­ra Van, teraz wresz­cie Ara­rat na dłu­go­dy­stan­so­wej tra­sie do sta­ro­żyt­nej Persji.

  • Poże­gna­nie z jezio­rem Van
  • Zasty­gła lawa wul­ka­nu Tendürek
  • W gości­nie u żołnierzy
  • Domy z kamie­nia wulkanicznego
  • Pałac Ishak Pasa
  • Cel osią­gnię­ty!
  • ARARAT

Na koniec kil­ka słów Tizia­no Terzaniego:

“Jeże­li idziesz utar­tą dro­gą, pozo­sta­niesz przy tym, co znasz. Tak samo jest z szu­ka­niem. Jeże­li wiesz, cze­go szu­kasz, nie znaj­dziesz tego, cze­go nie szu­kasz. I wła­śnie to się liczy!
Dla­te­go jest to dziw­ny pro­ces, któ­ry wyma­ga wiel­kiej deter­mi­na­cji, bo narzu­ca rezy­gna­cję i brak jakich­kol­wiek pew­ni­ków. Wygod­nie jest pole­gać na tym co zna­ne, praw­da? (…) Jeże­li jed­nak wyj­dziesz poza to, co zna­ne, i będziesz szu­kał dróg, któ­re jesz­cze nie zosta­ły cał­kiem prze­tar­te, albo, jak ja mówię, wymy­ślisz je sam, możesz odkryć coś nie­zwy­kłe­go.
”

Napisane w Podróż 2020
2 komentarze
Magdalena

Nawigacja po wpisach

   6. Turcja — Na Tronie Bogów
Leo Post 6   

Zobacz inne

13. Powrót do domu — z Półwyspu Arabskiego do Polski

Czytaj dalej

12. Oman – w punkcie zwrotnym podróży

Czytaj dalej

Komentarze (2)

  • Joanna 5. czerwca 2021 dnia 10:11 Reply

    Prze­pięk­nie! Pozdra­wiam ❤️

  • Anka 3. czerwca 2021 dnia 11:36 Reply

    Ale macie przy­go­dy! Zazdrosz­czę i pozdra­wiam z buł­gar­skich gór ❤️

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ostatnie wpisy

  • Radio Cosmo i prelekcja w Krakowie 18 listopada 2023
  • Prelekcja z podróży — 29.09.2023 na “Bücherstall” w Wünsdorf
  • Prelekcja z podróży — 16.09.2023 na “Lange Nacht der Zugvögel” Alt Jesnitz
  • KOLOSY 2022 — Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów w Gdyni
  • Prelekcja z podróży — 03.03.2023 na zamku w Beeskow

Seidenstrasse
50 000 km
2 Jahre

Newsletter


 

Prawny

  • Stopka redakcyjna / ochrona danych

Używamy ciasteczek, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny.

Możesz dowiedzieć się więcej o tym, jakich ciasteczek używamy, lub wyłączyć je w .

Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
Powered by  Zgodności ciasteczek z RODO
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.