• Kontakty
  • O Nas
  • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Trasa
  • Wszystkie wpisy
Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
  • Aktualności
  • Trasa
  • Blog z podróży
  • Blog Leo
  • O Nas
    • O Nas
    • Stopka redakcyjna / ochrona danych
  • Wszystkie wpisy
  • Polski
    • Deutsch
    • Polski
  • Kontakty
31. grudnia 20201. stycznia 2021

4. Turcja — Morze Śródziemne i Ikamet

  • Wczesniej
  • Następny

Minę­ły pra­wie 3 mie­sią­ce — zde­cy­do­wa­nie za dłu­go. Przy­rze­ka­my popra­wę i posta­ra­my się pisać blo­ga bar­dziej regu­lar­nie i w krót­szych odstę­pach czasu.

Zamro­zi­li­śmy blo­ga bo chcie­li­śmy pocze­kać, aż naj­waż­niej­sze rze­czy zosta­ną wyja­śnio­ne … i tak się sta­ło. Osta­tecz­nie dosta­li­śmy pozwo­le­nie na pobyt w Tur­cji na rok. Zaję­ło nam to tro­chę cza­su… ale wszyst­ko po kolei. 

Po pano­ra­micz­nym śnia­da­niu nad Konyą (gdzie zakoń­czy­li­śmy blog 3), kie­ru­je­my się tro­chę na zachód. Po dro­dze mija­my fan­ta­stycz­ne for­my skal­ne, duże jezio­ra pokry­te szu­wa­ra­mi (znów brak wody) i podzi­wia­my zachód słoń­ca na wyso­ko­ści 1800m. Po alpej­skiej wędrów­ce aż mro­wi w sto­pach, szcze­gól­nie Tosię. Pozo­sta­je­my więc niżej i wędru­je­my po kanio­nie Yaka i Yazi­li­kay, a póź­niej do 800-metro­wej jaski­ni Zin­dan, któ­rej koń­cem jest gigan­tycz­ny komin kra­so­wy, pro­wa­dzą­cy pio­no­wo w górę. Nie­sa­mo­wi­te przeżycie!

Nie­co póź­niej docie­ra­my znów do Anta­lyi, gdzie słoń­ce nadal moc­no przy­grze­wa. Tu mamy wciąż lato, a z domu otrzy­mu­je­my pięk­ne zdję­cia Mön­chwin­kel w kolo­rach jesie­ni. Wspo­mnie­nia z domu i zbli­ża­ją­ca się jesien to dla nas sygnał star­to­wy do ofi­cjal­ne­go mara­to­nu ubie­ga­nia się o pozwo­le­nie na pobyt. W tej kwe­stii nie­miec­ki kon­su­lat gene­ral­ny w Anta­lyi pomógł nam nie­wie­le, w prze­ci­wień­stwie do turec­kich urzę­dów migra­cyj­nych. Naresz­cie wie­dzie­li­śmy, cze­go potrze­bu­je­my… wola­ła­bym tego nie wymie­niać. W mię­dzy­cza­sie musie­li­śmy zatrosz­czyć się o FREDA, któ­ry potrze­bo­wał dodat­ko­we­go pozwo­le­nia cel­ne­go na pobyt. Dwa dni i jesz­cze wię­cej siwych wło­sów póź­niej, przy dru­giej pró­bie prze­ko­na­nia cel­ni­ków i przy wspar­ciu przy­ja­ciół dosta­li­śmy prze­dłu­że­nie! FRED nie musi zatem zimo­wać na par­kin­gu cel­nym, wra­cać do Buł­ga­rii ani pła­cić 5‑cyfrowej grzyw­ny – a to były inne moż­li­we opcje.

Uskrzy­dle­ni pierw­szym suk­ce­sem wyru­sza­my wzdłuż wybrze­ża w kie­run­ku Kas, gdzie odwie­dza­my nowych przy­ja­ciół Isol­de i Die­the­ra i szu­ka­my miesz­ka­nia, aby ubie­gać się o pozwo­le­nie na pobyt. Wciąż jest bar­dzo gorą­co i wil­got­no i tyl­ko morze daje ochło­dze­nie. Nie­ste­ty jako szczu­ry lądo­we kli­ma­tu umiar­ko­wa­ne­go nie radzi­my sobie zbyt dobrze w tak gorą­cym kli­ma­cie, co prze­rzu­ca się na nastro­je. Dzie­ci się kłó­cą, sta­rzy krzy­czą i na koń­cu wszy­scy są źli. Pomi­mo nie­stru­dzo­ne­go wspar­cia Isol­dy, poszu­ki­wa­nia miesz­ka­nia w Kas nie powio­dły się, a i mia­stecz­ko nas w sobie nie roz­ko­cha­ło. Trud­no było­by nam sobie wyobra­zić sie­dze­nie tutaj w miesz­ka­niu przez 3 – 4 mie­sią­ce. Nie­ste­ty by ubie­gać sie o zgo­de na pobyt, potrze­bu­je­my sta­łe­go adre­su lub kogoś z Tur­cji, kto poda nam adres mel­dun­ko­wy i porę­czy za nas. Trud­na sprawa.

Coraz bar­dziej zda­je­my sobie spra­wę z tego, że potrze­bu­je­my prze­rwy w prze­miesz­cza­niu się i musi­my zdo­być jasność co do tego, jak i gdzie sfi­na­li­zo­wać poda­nie o pobyt i jak powin­ny wyglą­dać kolej­ne mie­sią­ce. Po par­nej, bez­sen­nej nocy, nęka­ni przez koma­ry i musz­ki, wpa­dli­śmy na pomysł, aby spró­bo­wać „work-away” (workaway.info). Eks­cy­tu­ją­ca kon­cep­cja, w któ­rej poma­ga się na far­mie, eko-pro­jek­cie, hoste­lu, restau­ra­cji itp. 4 – 5 godzin dzien­nie i w zamian otrzy­mu­je wyży­wie­nie i zakwa­te­ro­wa­nie, a tak­że zdo­by­wa wie­le nowych kon­tak­tów i doświad­czeń w innej kul­tu­rze. Kon­tak­tu­je­my się z 5. adre­sa­mi i otrzy­mu­je­my zapro­sze­nie od dwóch. Hmmmm… może w ten spo­sób uzy­ska­my adres meldunkowy?

Zanim urze­czy­wist­ni­my tą cie­ka­wą per­spek­ty­wę, decy­du­je­my się opu­ścić FREDA i wybrać się na 4‑dniową wędrów­kę słyn­nym likij­skim szla­kiem tury­stycz­nym. Ma dłu­gość 540 km i wije się wzdłuż wybrze­ża, obok wie­lu zabyt­ków i dzi­kie­go śród­ziem­no­mor­skie­go kra­jo­bra­zu. Wędru­je­my 30 kilo­me­trów czy­li tyl­ko jego nie­wiel­ką część, ale dla dzie­ci to napraw­dę wiel­kie osią­gnię­cie, bio­rąc pod uwa­gę cie­pło, znacz­ne róż­ni­ce wyso­ko­ści i stro­me przej­ścia! We czwo­ro śpi­my w dwu­oso­bo­wym namio­cie (sar­dyn­ko­we kli­ma­ty), wie­czo­rem gotu­je­my zup­ki i pozna­je­my też nowych przy­ja­ciół Bahar i Gök­ca­na, któ­rych będzie­my czę­ściej widy­wać w kolej­nych mie­sią­cach. Dobrze było roz­pro­sto­wać nogi i odswie­żyć umysł w tym suro­wym, suchym kra­jo­bra­zie, obok wie­lu opusz­czo­nych daw­nych grec­kich gospo­darstw, pól i wio­sek, obok likij­skich ruin i gro­bow­ców, pod sze­ro­kim błę­kit­nym nie­bem, i przy jesz­cze bar­dziej błę­kit­nym morzu!

Cie­szy­my się z powro­tu do FREDA, któ­ry cze­ka na nas na małym, rusty­kal­nym kem­pin­gu. Powo­li przy­go­to­wu­je­my się do wyru­sze­nia na wschód na naszą pierw­szą „wor­ka­way­ową” przy­go­dę. Jed­nak na krót­ko przed wyjaz­dem prze­pa­la nam się lap­top na kem­pin­go­wym zasi­la­niu… Nie do napra­wie­nia, jak się oka­zu­je po 3 dniach bie­ga­nia, pora­dach w oko­ło 6 ser­wi­sach i łącz­nie 6 tygo­dniach cze­ka­nia na napra­wę (kolej­na wymów­ka dla spóź­nio­ne­go blo­ga…). Teraz mamy nowy uży­wa­ny z naszym dobrym sta­rym twar­dym dys­kiem i wszyst­ko znów działa. 

W dro­dze na wschód w kie­run­ku Ana­mur zauwa­ża­my wie­le okrę­tów wojen­nych w zato­kach (pew­nie w związ­ku z napię­tą sytu­acją z Gre­cją), prze­szła nad nami pierw­sza gwał­tow­na burza w tym sezo­nie i obser­wu­je­my, jak wie­le gigan­tycz­nych kom­plek­sów hote­lo­wych stoi opusz­czo­nych i zamknię­tych. Naj­wy­raź­niej wystar­czy jeden pusty sezon, aby te „pała­ce” splaj­to­wa­ły. Aż żal patrzeć na takie inwe­sty­cje… Parę dni póź­niej docie­ra­my do Zey­ti­na­dy (wyspy oliw­nej), małej wio­ski na wyso­ko­ści 350m nad morzem. Tutaj spę­dza­my 2 tygo­dnie na naszym pierw­szym work-awayu. Zanu­rza­my się w życiu dużej turec­kiej rodzi­ny, ota­cza­ją nas stro­me sady oliw­ne, plan­ta­cje gra­na­tów, man­da­ry­nek, poma­rań­czy… poma­ga­my w rodzin­nym pen­sjo­na­cie i restau­ra­cji Gözle­me. Uczy­my się goto­wać syrop z gra­na­tów, robi­my mar­mo­la­dę z pigwy, poma­ga­my przy zbio­rach oli­wek, ści­na­niu drzew i jeste­śmy roz­piesz­cza­ni pysz­nym domo­wym jedze­niem. Nie­bo w gębie! Dzie­ci są na dwo­rze przez cały dzień i poma­ga­ją, kie­dy tyl­ko mogą. Tu odży­wa­my i nie może­my się docze­kać, aby wnieść swój wkład pra­cy i doświad­cze­nia w bar­dzo pro­sty sys­tem wymia­ny — bez prze­li­cza­nia, kom­pen­so­wa­nia, myśle­niu o zysku lub ren­tow­no­ści. Tutaj tak­że nawią­zu­je­my nową przy­jaźń z Pete­rem, „podróż­ni­kiem” z Nowej Zelan­dii, któ­ry jeź­dzi na rowe­rze po całym świe­cie od pra­wie 2 lat. Leo i Anto­nia pra­wie na krok go nie odstę­pu­ją, a on gra z nimi w ber­ka, w kar­ty, pły­wa i się wygłu­pia. Będzie­my go widy­wać częściej.

Na począt­ku listo­pa­da żegna­my się z Zey­ti­na­dą i wra­ca­my na zachód, do Olym­pos na dru­gi wor­ka­way. Tym razem to pro­jekt cyr­ko­wy nie­miec­ko-turec­kiej pary arty­stów. Tho­mas pocho­dzi z Kreu­zber­gu i co roku orga­ni­zu­je festi­wal ulicz­ny „Ber­lin-Lacht” (Ber­lin się śmie­je), mamy więc wie­le wspól­nych tema­tów do prze­ga­da­nia. Zagrze­wa­my tu miej­sca na 2 tygo­dnie i poma­ga­my głów­nie przy roz­bu­do­wie drew­nia­nych chat. W wol­nej chwi­li wędru­je­my po dzi­kim wybrze­żu Par­ku Naro­do­we­go Olym­pos i sta­ro­żyt­nym mie­ście o tej samej nazwie. W Olym­pos u zaprzy­jaź­nio­nej Tur­czyn­ki otrzy­mu­je­my tak­że nasz adres mel­dun­ko­wy z poświad­cze­niem nota­rial­nym. Mamy zatem miej­my nadzie­ję wszyst­ko, co koniecz­ne na naszą ostat­nią „roz­mo­wę” w urzę­dzie ds. migra­cji. I rze­czy­wi­ście, po dwóch kolej­nych ner­wo­wych dniach w urzę­dach, nie­zli­czo­nych doku­men­tach i miłej poga­węd­ce, nasze zezwo­le­nie na pobyt zosta­ło ofi­cjal­nie zatwier­dzo­ne. Osta­tecz­ny cer­ty­fi­kat (kar­ta chi­po­wa „ika­met”) zosta­nie wysła­ny pocz­tą po ok. 4 tygo­dniach. Z rado­ści i ulgi pra­wie fika­my koziołki…

Jest koniec listo­pa­da i nawet jeśli tego jesz­cze nie czu­je­my, roz­po­czy­na się adwent. Jeste­śmy wol­ni, nie jeste­śmy przy­wią­za­ni do miej­sca ani miesz­ka­nia i musi­my tyl­ko zostać w regio­nie, aby ode­brać nasz ika­met. Po roz­wa­że­niu paru opcji oka­zu­je się, że może­my świę­to­wać Boże Naro­dze­nie i Syl­we­stra razem z przy­ja­ciół­mi w Zey­ti­na­dzie. Jest nam bar­dzo miło! Zanim tam dotrze­my, wra­ca­my jesz­cze kawa­łe­czek na zachód do Bodrum – by poznać ten kawa­łek wybrze­ża, któ­re­go jesz­cze nie zna­my. Zaczy­na­my odczu­wać, że tak­że tutaj w Tur­cji ogra­ni­cze­nia zwią­za­ne z covi­dem są coraz więk­sze. Na szczę­ście dla nas, tury­ści są póki co wyłą­cze­ni z obo­wią­zu­ją­cych restryk­cji. Po dro­dze zwie­dza­my likij­ski Xan­thos, sta­ry opusz­czo­ny klasz­tor skal­ny i opusz­czo­ną przed pra­wie 100 laty nie­gdyś grec­ką wio­skę. A pomię­dzy tym wszyst­kim pięk­ne puste zato­ki i samot­ne plaże.

Na począt­ku grud­nia jeste­śmy na kolej­nym wor­ka­wayu nie­da­le­ko Bodrum w Gümüslük. Tutaj znów spo­ty­ka­my Etha­na, Kana­dyj­czy­ka, z któ­rym zaprzy­jaź­ni­li­śmy się w Olym­pos. Pro­jekt nosi nazwę „glam­ping” — rodzaj luk­su­so­we­go warian­tu kem­pin­gu i wciąż jest w trak­cie budo­wy. I zno­wu mamy szczę­ście spo­tkać miłą mło­dą gru­pę mię­dzy­na­ro­do­wą, z któ­rą spę­dza­my tydzień. Jasiek sta­ra się popra­wić oświe­tle­nie i dopra­co­wać elek­try­kę, a ja szy­ję hama­ki (naresz­cie mogę znów dotknąć maszy­nę do szy­cia, już mi tego bra­ko­wa­ło!). W mię­dzy­cza­sie dzie­ci uczą się balan­so­wać na slac­kli­ne, żon­glo­wać i piec tace peł­ne cia­stek adwen­to­wych. Po ser­decz­nym poże­gna­niu z Gümüslük spę­dza­my jesz­cze parę dni z Bahar i Gök­ca­nem, któ­rzy na sąsied­nim pół­wy­spie Iasos odzie­dzi­czy­li po bab­ci sta­ry dom i mają­tek nad morzem. Pla­nu­ją zbu­do­wać tu mały hostel z kem­pin­giem. Ide­al­ne miej­sce na taki projekt.

Jest poło­wa grud­nia i naj­wyż­szy czas, aby­śmy wró­ci­li do Zey­ti­na­dy na Boże Naro­dze­nie. Wybie­ra­my dłuż­szą tra­sę przez górzy­ste tere­ny i nie może­my docze­kać się ponow­ne­go zoba­cze­nia turec­kich Male­diw czy­li jezio­ra Sal­da (blog 3) – tym razem w magicz­nej mgle. W górach włą­cza­my teraz już ogrze­wa­nie w naszym FREDZIE, a na szczy­tach leży bia­ły śnieg. Zupeł­nie ina­czej, niż gdy wra­ca się do Anta­lyi w łagod­ną, ​​cie­płą pogo­dę t‑shirtową. Tutaj w Anta­lyi – wylud­nio­nej przez lock­down –  spo­ty­ka­my ponow­nie Pete­ra i razem prze­jeż­dża­my ostat­nie kilo­me­try do Zey­ti­na­dy na wspól­ne świętowanie.

Te świę­ta były wyjąt­ko­we i pięk­ne. Ivett, żona nasze­go gospo­da­rza, pocho­dzi z Węgier i jest bli­ska naszym tra­dy­cjom. Wspól­nie obcho­dzi­li­śmy Wigi­lię w dużym gro­nie, z cho­in­ką z fil­cu, kolo­ro­wy­mi świa­teł­ka­mi, barsz­czem, rybą, sałat­ką ziem­nia­cza­ną i drob­ny­mi, sym­pa­tycz­ny­mi pre­zen­ta­mi. Pie­cyk na drew­no roz­grze­wał atmos­fe­rę, sied­mio­ro dzie­ci sza­la­ło rado­śnie, a my „doro­śli” rów­nież cie­szy­li­śmy się z tego zaim­pro­wi­zo­wa­ne­go, kolo­ro­we­go, mię­dzy­na­ro­do­we­go świę­ta z winem, sło­dy­czam i świą­tecz­ną muzy­ką. Zosta­nie­my tu tro­chę dłu­żej i powi­ta­my Nowy Rok w Zey­ti­na­dzie. W mię­dzy­cza­sie będzie­my nadal poma­gać w gospo­dar­stwie i w lesie, cie­szyć się świe­żym gözle­me i spa­ce­ro­wać nad morze…

Na koniec chcie­li­by­śmy tro­chę napi­sać o dzie­ciach. Leo powo­li sta­je się maj­ster­ko­wi­czem. Budu­je zapro­jek­to­wa­ne przez sie­bie fil­try do wody z bam­bu­sa i żwi­ru, mini tele­skop z łusek nabo­jów, kuchen­ki spi­ry­tu­so­we ze sta­rych puszek po piwie, mini kuszę ze spi­na­czy do bie­li­zny… Pra­wie codzien­nie spa­wa, klei, malu­je i lutu­je. Ponie­waż inter­net jest dro­gi i ogra­ni­czo­ny, dużo czy­ta. Ostat­nio w cią­gu kil­ku dni prze­czy­tał po nie­miec­ku „Spi­nacz na Ala­sce” i „Hra­bia Mon­te Chri­sto”, a teraz czy­ta po pol­sku „Pió­ro T‑Rexa” z Magicz­ne­go Drze­wa. Świa­tło w alko­wie pali się do póź­nych godzin noc­nych… Mówi też zabaw­nym slan­giem po angiel­sku z nutą irlandz­ką, kana­dyj­ską i nowozelandzką.

Anto­nia to jed­no (?!) nie­wy­czer­pa­ne źró­dło ener­gii od rana do wie­czo­ra, i poma­ga wszę­dzie. Zaczy­na wcze­śnie od doje­nia kozy, robie­nia i wało­wa­nia cia­sta, zbie­ra­nia drew­na, kro­je­nia warzyw itp. W mgnie­niu oka pod­bi­ja ser­ca swo­im weso­łym, pew­nym sie­bie spo­so­bem bycia. Uwiel­bia się przy­tu­lać, trosz­czy się o wszyst­ko i wszyst­kich i jest szczę­śli­wa z powo­du cza­su i uczu­cia, któ­rym się ją obda­ro­wu­je. Ale obo­je razem…  mogą strasz­nie kłó­cić się i wal­czyć, czym dopro­wa­dza­ją nas do gra­nic cier­pli­wo­ści. To praw­dzi­we wyzwa­nie na tych kil­ku metrach kwa­dra­to­wych. Mimo naj­szczer­szych chę­ci i dobrej woli to nie jest tyl­ko ide­al­na, pięk­na stro­na podróży…

W każ­dym razie dzie­ci są aktyw­ne przez więk­szość dnia. W lesie, nad morzem, na gór­skich łąkach, pod­czas zbio­rów, wyci­na­nia drzew lub pie­szych wędró­wek. Z pew­no­ścią nie jest to szko­dli­we dla ukła­du odpor­no­ścio­we­go, a wręcz prze­ciw­nie. Więc śmie­ją się dużo i czę­sto, wygłu­pia­ją i do tej pory nawet nie byli prze­zię­bie­ni. Pozna­ją wie­le innych dzie­ci, szyb­ko nawią­zu­ją kon­tak­ty i „roz­ma­wia­ją” ze sobą ręka­mi i noga­mi w mie­szan­ce nie­miec­kie­go, angiel­skie­go, pol­skie­go i tureckiego. 

Wnio­sek: każ­de­go wie­czo­ru jeste­śmy wdzięcz­ni za ogrom­ną wol­ność, któ­rą uzy­ska­li­śmy i któ­ra sta­ła się o wie­le bar­dziej war­to­ścio­wa w obec­nych cza­sach. W ten spo­sób auto­ma­tycz­nie spo­ty­ka­my ludzi z róż­nych śro­do­wisk i naro­do­wo­ści, któ­rzy nie dają się kie­ro­wać stra­chem, ale z dużą dozą zaufa­nia do Boga (lub Wyż­sze­go Dobra) wita­ją i prze­ży­wa­ją każ­dy nowy dzień. Myślę, że naj­więk­szym jak dotąd pre­zen­tem na tej wypra­wie jest moż­li­wość poda­ro­wa­nia naszym dzie­ciom odro­bi­ny nor­mal­no­ści, pew­no­ści sie­bie i rado­ści życia. Bo nie my, ale oni nio­są w sobie przy­szłość, w któ­rej kie­dyś będzie­my żyć my, „sta­rzy”.

Co dalej? Rów­nież tutaj, w Zey­ti­na­dzie, wzrok tęsk­nie podą­ża dale­ko w morze w kie­run­ku zacho­du słoń­ca. Póki co pozo­sta­nie­my na wybrze­żu turec­kim. Ocze­ku­je nas kil­ka wizyt w Olym­pos, Anta­lyi i Konyi. Ale potem w koń­cu ruszy­my dalej na wschód, tro­chę bli­żej sta­rej Per­sji. Następ­nym celem podró­ży jest pro­win­cja Hatay, któ­ra od zacho­du gra­ni­czy z Morzem Śród­ziem­nym, a od wscho­du z Syrią. Z począt­kiem wio­sny będzie­my podró­żo­wać dalej do wschod­niej Tur­cji, w głąb Ana­to­lii, gdzie teraz panu­ją ostre mro­zy. A co potem? Nie chce­my pla­no­wać dużo dalej. Każ­dy dzień sam w sobie pozo­sta­je darem – as long as we keep on rol­ling… 2021!

  • Jezio­ro Beysehir
  • Jaski­nia Zindan
  • Wąwóz Yazi­li­kay
  • Pla­żo­wi­cze w Antalya
  • Szklar­nia­na pusty­nia przy Demre
  • Czy­je to urodziny…
  • Wyso­ko na szla­ku likijskim
  • Likij­skie krasnoludki
  • Likij­ska wędrów­ka do Kekovej
  • Andria­ke night
  • Fred i morze
  • Widok z Zeytinady
  • Anto­nia i Peri­han robią Gözleme
  • Gözle­me-mistrzy­ni Magdalena
  • Drzem­ka przy zbio­rze oliwek 
  • Obie­ra­nie gra­na­tów w Zeytinadzie
  • Pro­duk­cja mar­mo­la­dy z pigwy (Zey­ti­na­da)
  • Widok z Zeytinady
  • Zato­ka w Antiochii
  • Zacza­ro­wa­na zato­ka Kral Koyu
  • Antio­chia i Magdalena
  • Nekro­po­lia w Antiochii
  • Anto­nia lubi sim­son­ka Tilla!
  • Pra­ce z drew­nem w Olympos
  • Olym­pos wor­ka­way — z Tho­ma­sem na dachu
  • Wędrów­ka w Olympos
  • Czysz­cze­nie kół po jeź­dzie w błotku
  • Pora­nek przez tyl­ną szy­bę przy Finike
  • Geli­do­nya ver­sus Fred
  • Latar­nia mor­ska na przy­ląd­ku Gelidonya
  • Przy­lą­dek Gelidonya
  • Poran­ne kli­ma­ty w Xanthos
  • Sport poran­ny w likij­skim Xanthos
  • Zato­ka Moty­la o 400m głębokości
  • Zato­ka w Darbogaz
  • Geo­lo­gia na wycią­gnię­cie ręki w zato­ce Darbogaz
  • Sta­ry grec­ki klasz­tor Af Kule
  • Wie­czor­ne kli­ma­ty w Göcek (lub Mazury?)
  • Wor­ka­way­te­am w Gümüslük
  • Bar­ber z Gümüslük…
  • Pie­cze­nie ciasteczek
  • Mistrz cia­ste­czek Leo
  • Slac­kli­ne-tra­ining z Yusu­fem w Gümüslük
  • 100 lat, 100 lat!
  • Man­da­ryn­ki bez koń­ca w Gümüslük
  • Gümüslük
  • Irlan­dia czy może Gümüslük?
  • Wie­czór w Gümüslük
  • Moja ryba!
  • Wędrów­ka pla­żo­wa w desz­czu przy Iasos
  • Sztu­ka geologiczna
  • Śnia­da­nie z Bahar, Gök­can i Baris
  • Co Anto­nia chce nam przez ten napis powiedzieć?
  • Sal­da — tym razem we mgle
  • Bigos na 1. Dzień Świąt
  • Spo­tka­nie z Pete­rem w Antalyi
  • Ćwi­cze­nia na pla­ży z Pete­rem w Gazipasa
  • Pie­cze­nie cia­ste­czek w Zeytinadzie
  • Mię­dzy­na­ro­do­we Boże Narodzenie
  • Wigi­lia z pasz­te­ci­ka­mi i sałat­ką z ziemniaków
  • Anto­nia i jej koza
  • Tur­kish tea time z Barisem
  • Spa­cer po pla­ży przy Zeytinadzie
Napisane w Podróż 2020
1 komentarz
Magdalena

Nawigacja po wpisach

   Boże Narodzenie 2020
Leo Post 4   

Zobacz inne

13. Powrót do domu — z Półwyspu Arabskiego do Polski

Czytaj dalej

12. Oman – w punkcie zwrotnym podróży

Czytaj dalej

Komentarze (1)

  • Ewa Kosińska 1. stycznia 2021 dnia 16:07 Reply

    Madzi­ku, z przy­jem­no­ścią prze­czy­ta­łam Twój opis! Cie­szę się, że tak Wam — mimo cza­sa­mi kło­po­tów i kom­pli­ka­cji — podróż rado­śnie prze­bie­ga ku zado­wo­le­niu wszystkich.
    Dziś 1 stycz­nia, zaczy­na się Nowy Rok! Wie­lu milych przy­gód, zdro­wia, pozna­nia cie­ka­wych ludzi i sze­ro­kiej drogi

    zyczy Ewa Kosińska 

    Niech Was pro­wa­dzi Bóg i Wasze anioły.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ostatnie wpisy

  • Radio Cosmo i prelekcja w Krakowie 18 listopada 2023
  • Prelekcja z podróży — 29.09.2023 na “Bücherstall” w Wünsdorf
  • Prelekcja z podróży — 16.09.2023 na “Lange Nacht der Zugvögel” Alt Jesnitz
  • KOLOSY 2022 — Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów w Gdyni
  • Prelekcja z podróży — 03.03.2023 na zamku w Beeskow

Seidenstrasse
50 000 km
2 Jahre

Newsletter


 

Prawny

  • Stopka redakcyjna / ochrona danych

Używamy ciasteczek, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny.

Możesz dowiedzieć się więcej o tym, jakich ciasteczek używamy, lub wyłączyć je w .

Richtung Knorizont / Kierunek Knoryzont
Powered by  Zgodności ciasteczek z RODO
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.